kontakt i współpraca
Odporność dzieci to zawsze temat na czasie. Za nami pierwszy rok przedszkola. Nie ukrywam, że początek był dla nas bardzo ciężki. Praktycznie co 2 tygodnie przyplątywała się infekcja. Na szczęście były to tylko choroby spowodowane przez wirusy i żadna z nich nie nadkaziła się bakteryjnie. W akcie desperacji kupiłam nawet syrop na odporność z wyciągiem z boczniaka. Niewiele jednak nam pomógł. Dopiero w kwietniu wszystkie choroby nas opuściły. Niedługo znów wrzesień, a my mamy niemowlaka w domu i jak każda mama się martwię.
Dziś rozmawiam z Joanną, prowadzącą bloga www.dietaeliminacyjna.pl, który współtworzy z Instytutem Mikroekologii w Poznaniu na temat alergii i odporności.
Natura zadbała o to żeby dziecko nie przyszło na świat zupełnie bezbronne. Mama, będąc w ciąży przekazuje dziecku przez łożysko zestaw startowy: przeciwciała IgG, które mają chronić je w pierwszym okresie, zanim nie nabierze własnej odporności. Warto wspomnieć, że badania wskazują, że pełną dojrzałość system immunologiczny osiąga dopiero w 12 roku życia. Oczywiście dziecko zaczyna wykształcać swój własny system odpornościowy dużo wcześniej, ale w pierwszych latach życia jest on jeszcze bardzo niedojrzały.
Od narodzin, z biegiem miesięcy dziecko ma coraz więcej własnych przeciwciał, a coraz mniej matczynych. Co nie zmienia faktu, że własne nie tworzą się tak szybko jak ubywa tych od mamy, nawet jeśli karmi piersią. Mówimy wówczas o tzw. okienku immunologicznym.
Bardzo trudno uniknąć infekcji. Niektórzy twierdzą, że to mit, ale prawdą jest, że dziecko aby nabyć odporności musi mieć kontakt z patogenami. Nasz układ immunologiczny działa na zasadzie uczenia się. To właśnie kontakt z patogenami: bakteriami, wirusami stymuluje jego rozwój. Oczywiście choroba niemowlaka to nic miłego i na pewno warto stymulować układ w sposób mniej drastyczny niż narażanie dziecka na infekcje.
Po pierwsze można zadbać o to już wtedy, kiedy dziecko jest w łonie matki, a potem wybierając (jeśli to możliwe) poród naturalny i starając się karmić piersią. Są badania, które pokazują, że jeśli matka przyjmowała probiotyki w 3 trymestrze ciąży to dziecko miało mniejszą szansę na alergię w wieku 5 lat! Mówimy o dzieciach z obciążonym wywiadem alergicznym. Dlaczego mówię o probiotykach?
Ponieważ dochodzimy do tematu mikroflory jelit. Mało kto wie, że jedną z jej głównych funkcji jest właśnie kształtowanie układu immunologicznego człowieka. Rodzaj porodu ma ogromne znaczenie, ponieważ przechodząc przez kanał rodny układ pokarmowy dziecka jest kształtowany bakteriami probiotycznymi co wpływa na prawidłowy jego rozwój.
Ostatnie badania pokazują nawet obecność bakterii probiotycznych w pokarmie matki! To wydaje się niesamowite, ale tak jest. Dlatego pierwsze, co może zrobić mama to zadbać o swoją mikroflorę, a potem postarać się przekazać ją swojemu dziecku.
Jak przekazać taką mikroflorę? Więcej info tutaj
Obecnie przyjmuje się, że jednym z głównych problemów, które mogą powodować problemy z odpornością, a co za tym idzie rozwój alergii, chorób autoimmunologicznych i nawracających infekcji jest nadmierna higienizacja. Wyparzanie, sterylizowanie wszystkiego powoduje, że układ immunologiczny po pierwsze nie ma jak trenować, a po drugie nie ma z kim walczyć.
W efekcie zaczyna atakować albo komórki własnego organizmu (choroby autoimmunologiczne), albo zupełnie niegroźne cząsteczki np. pokarmowe (alergie). Duże spustoszenie sieje też wczesna atybiotykoterapia. Wiadomo, że czasami jest ona niezbędna, ale wtedy szczególnie mocno powinniśmy zadbać o mikroflorę dziecka podając probiotyki. I to nie przez miesiąc, ale dłużej i różne szczepy. W badaniach widać, że mikroflora potrzebuje ponad roku, żeby dojść do równowagi po jednym cyklu antybiotyków!
Tutaj dwa artykuły, które rozszerzają temat:
Brudne dziecko to zdrowe dzieckoBudowanie odporności u dziecka
Tak jak wspomniałam powyżej – lepiej żeby nie było zbyt czysto! Badania pokazały, że znacznie lepszą odporność mają dzieci, które: posiadają rodzeństwo, wychowują się ze zwierzętami i mieszkają na wsi.
Ja tego nie zalecam i nie praktykuję. Oczywiście, czasami trudno mi się było powstrzymać, żeby po jeździe tramwajem nie wyczyścić dziecku rąk płynem antybakteryjnym, ale powstrzymywałam się jak mogłam☺ Wyjątkiem jest sytuacja, kiedy w domu ktoś jest chory.
Wtedy bezwzględnie należy myć ręce jak najczęściej, starać się, żeby dziecko nie miało kontaktu np. ze szklanką z której piła osoba chora. Wtedy też dobrze jest zwiększyć częstotliwość mycia rąk☺
Pewnie robi tak większość mam;) A przynajmniej przy drugim dziecku, co pokrywałoby się z teorią, że drugie dzieci mają lepszą odporność. Oczywiście, że w pierwszych miesiącach należy dbać o higienę, zwłaszcza aby nie dopuścić do rozwoju chorób ze strony układu pokarmowego.
Ważne, żeby zachować rozsądek. Kiedyś wyczytałam w internecie, że należy co tydzień sterylizować zabawki, albo, że rodzice kupują specjalne lampy odkażające, takie jak są w przychodniach. To zupełnie zbędne i zdecydowanie nie sprzyja kształtowaniu odporności.
Oczywiście, że tak! Dlaczego? Ponieważ odporność płynie z jelit i ze zdrowej mikroflory. W przypadku niemowląt najlepsze jest mleko mamy. Oczywiście nie oznacza to, że dzieci „butelkowe” są źle odżywiane. Jednak nadal nie ma mieszanki, która idealnie „podrobiłaby” kobiecy pokarm.
Dlatego warto w takim przypadku zadbać o rozwój mikroflory dziecka np. podając odpowiednie probiotyki. Nie trzeba chyba wspominać, że w przypadku starszych dzieci dieta ma ogromne znaczenie, a wysokoprzetworzona żywność to nie jest czynnik sprzyjający zdrowym jelitom.
Są badania, które porównują obecność dobrych bakterii jelitowych dzieci z krajów wysoko rozwiniętych i dzieci z krajów uboższych (przepraszam za uogólnienie). Wykazały, że dzieci z krajów biedniejszych mają dużo lepszą mikroflorę ponieważ w ich diecie nie brakuje błonnika, który stanowi główne pożywienie dla bakterii.
Ja w okresie wzmożonych zachorowań stosuję probiotyki. I to nie tylko z popularnymi szczepami Lactobacillus i Bifidobacterium (chociaż są one bardzo ważne), ale także ze szczepami które działają immunostymulująco. Są to na przykład niepatogenne szczepy Escherichia coli. Za wspomaganie układu odpornościowego warto zabrać się wcześniej, żeby sezon przeziębień nas nie zaskoczył.
Tutaj o tym jak wybrać probiotyk, bo to wcale nie takie łatwe☺ Co to są probiotyki i jak je stosować?
Dziękuję za rozmowę
w internecie pełno jest zabawnych obrazków na temat macierzyństwa. Ostatnio trafiłam na mem na temat mrożonej (zimnej) kawy, a właściwie przepisu na nią.
#nieśmieszne
Nie lubię zimnej kawy, dlatego w takiej sytuacji robię sobie nową i (zazwyczaj) udaje mi się wypić ją ciepłą. Wszystko zależy od podejścia. Mi (na szczęście) macierzyństwo po raz drugi poprzestawiało sporo w głowie.
Pamiętacie mój wpis o wiosce? Powstał w czasie połogu – niezbyt przyjemnego czasu dla kobiety. W naszych organizmach na raz dzieje się wtedy tyle zmian, że jest to szczególny okres. Mimo tego, że mamy malutkie dziecko pod opieką to i same takiej wymagamy.
Nie będę ściemniać, bo każda z nas wie jak się czuje i wygląda w tym czasie. Akurat w dresach nie chodziłam, bo nie lubię, ale były dni, że sama wystraszyłam się swojego odbicia w lustrze (nie przesadzam). Na szczęście osoby z mojego bliskiego otoczenia widziały co się ze mną dzieje i oferowały różną pomoc. Dodam, że wcale nie było ze mną TAK źle, można powiedzieć, że raczej średnio.
Któregoś dnia kiedy moja kawa wystygła, a ja jeszcze w piżamie o 14 usiadłam na podłodze w przedpokoju z płaczącym Julkiem na rękach, spojrzałam na swoje zmęczone lico w lustrze i postanowiłam, że tak nie będzie. Chciałam czuć się dobrze sama ze sobą i w tym momencie urodziła się we mnie kobieta. Nie tylko matka i żona.
Jak tylko syn zasnął, wywaliłam wszystkie ciuchy z szafy na podłogę. Znacie ten stan po porodzie, kiedy ciuchy ciążowe są za duże, a przedporodowe wciąż dużo za małe? Usiadłam przy kompie, zamówiłam pakę ubrań na rozmiar 40 – bez mrugnięcia okiem klikałam i kupowałam.
Spakowałam je do kartonu i wyniosłam do kanciapy. Może kiedyś będą dobre, a może i nie?
Na drugi dzień poszłam do kosmetyczki żeby doprowadziła moje brwi do względnego porządku. Akurat tak się złożyło, że nie miałam z kim zostawić Julka, więc poszłam z nim. Zasnął, a ja spokojnie mogłam poddać się sprawnym dłoniom mojej kosmetyczki.
Kiedy tylko się położyłam syn zaczął się wiercić w wózku. Druga Pani kosmetyczka miała akurat wolne i tylko cicho powiedziała, że go pobuja. Ja tak leżałam może 10 min, może 7 i sobie myślałam, że w tej całej relacji ja jestem bardzo ważna i muszę zadbać też o siebie, a nie tylko o wszystkich wkoło.
Wróciłam do domu, napisałam do mojej znajomej Justyny – fotograf, że nie mam ani jednego ładnego zdjęcia z dziećmi i czy by mi nie zrobiła. Napisała, że super, pewnie! Następna szybka wiadomość do mojej kuzynki- wizażystki. “Proszę, umaluj mnie pięknie”. Kiedy już przyszedł ten dzień pomalowałam pierwszy raz od 2 miesięcy paznokcie, wyprostowałam włosy, Monika dokleiła mi rzęsy i zrobiła piękny makijaż. Tego dnia czułam się najlepiej od samego porodu. Justyna zrobiła mi dosłownie kilka zdjęć, a ja sama dorobiłam sobie telefonem chyba ze 100.
Jeszcze tego samego dnia Justyna pisze do mnie: “Ania, wyretuszować Ci brzuch na zdjęciach?” Szybko odpisałam: “Nie, niech tak będzie, przecież miesiąc temu urodziłam i to normalne, że mam brzuch”.
Od tamtej pory, każdego dnia urywam sobie trochę życia dla siebie. Tylko dla mnie. To ważne. I (już) nie czuję się z tym źle i nie mam wyrzutów sumienia, że jestem trochę egoistką.
A tu zdjęcia zrobione przez Justynę z Fabryki przygody
Chusta Hoppediz tutaj
Wyprawka dla noworodka w stylu smart? W dzisiejszym wpisie pokażę nasze wybory oraz podzielę się swoimi doświadczeniami, które ułatwią Wam wybór potrzebnych rzeczy na przyjęcie nowego członka rodziny.
Kiedy dowiadujesz się, że jesteś w ciąży zaczynasz myśleć jak zmieni się Wasze życie. Nieważne czy jest to pierwsze dziecko czy kolejne zastanawiasz się jak to będzie kiedy w Waszym domu pojawi się dziecko. Brzuch się zaokrągla, tygodnie ciąży lecą, a Ty powoli analizujesz co będzie Wam potrzebne i co trzeba będzie kupić. Wyprawka dla noworodka to nie lada wyzwania, bo mnóstwo rzeczy jest teraz na rynku.
Mówi się, że pod koniec ciąży od 36 t.c. jest już ciężko na bieganie po sklepach i kupowanie niezbędnych rzeczy. Na podstawie swoich doświadczeń mogę śmiało powiedzieć, że jest to prawda. Ciężko jest później to wszystko wyprać i wyprasować. Czasami dzieci spieszą się na świat i zwyczajnie możemy nie zdążyć.
Wg mnie po usg w 20 tygodniu ciąży. Najczęściej wtedy znamy już płeć (lub nie chcemy znać do końca) i jest nam zdecydowanie łatwiej.
Od przeczytania mojego wpisu;) A tak serio – najlepiej właśnie poczytać o tym co jest niezbędne, co potrzebne i o tym co może nam pomóc. Można też zapytać swoje znajome co im się sprawdziło i pomyśleć czy Wam również będzie odpowiadało. Każdy z nas ma inne potrzeby oraz fundusze, więc zastanówcie się pod swoim kątem co u Was może zdać egzamin.
Kiedy zrobicie już ogólne rozeznanie warto zrobić sobie listę. Niektórzy robią ją w Excelu i wpisują dodatkowo kwotę jaką mogą przeznaczyć na daną rzecz. Jest to dość orientacyjne, bo i tak na końcu zawsze wychodzi o wiele więcej.
Dużym ułatwieniem jest ustalenie koloru wiodącego wyprawki – wtedy łatwiej jest nam wybierać rzeczy tak żeby na koniec do siebie pasowały. U mnie są to szarości, beże oraz żółty.
Kolejny etap to kupowanie. Warto jest zaopatrywać się w sklepach, które w tych tematach się specjalizują, bo wtedy mniej zapłacimy za wysyłkę. Można również wybrać się do sklepu stacjonarnego i na żywo zobaczyć wszystkie rzeczy, które wybraliśmy i wpisaliśmy na listę pt. Wyprawka dla noworodka.
Warto zaangażować również przyszłego tatę w te przygotowania. Kupowanie małych ubranek czy kocyków pomoże mu przygotować się do roli ojca. Wyprawka dla noworodka jest również dla taty, więc warto zabierać przyszłego tatę na zakupy.
A teraz o mojej wyprawce nr 1<—-https://www.nebule.pl/wyprawki-ciag-dalszy/ Kompletowałam ją w 2012 roku, wiele rzeczy sprawdziło się znakomicie, a inne no cóż… Na początku trzymałam wszystko dla drugiego dziecka, jednak po długim czasie pozbyłam się wszystkiego i musiałam skompletować nową wyprawkę.
Nie chcę żeby wpis był bardzo długi dlatego opinie o różnych rzeczach z wyprawki będą pojawiać się w oddzielnych wpisach.
Warto wybrać wózek tzw. 3w1 czyli, wózek który ma gondolę (od urodzenia do momentu aż dziecko samodzielnie usiądzie), spacerówkę oraz ma możliwość wpięcia fotelika.
My zdecydowaliśmy się na Bugaboo Bee 3 z podstawką dla starszaka. Z pewnością napiszę jego pełną recenzję, bo bardzo często dostaję od Was zapytania na ten temat.
Bardzo przydatny gadżet ułatwiający szybki zabranie się z domu. Takie torby mają ogrom kieszonek, ułatwiających użytkowanie, często mają też przewijak. Wg mnie torba do wózka pomaga w organizacji.
Tym razem zdecydowałam się na Torbę Lassig. Więcej o niej napiszę już niedługo. Mamy również sprawdzoną w poprzedniej wyprawce Skip hop żeby również mąż mógł z nią chodzić.
Bez niego podobno nawet nie wypisują ze szpitala. Nie wiem czy jest to anegdota czy prawda. Żeby zwiększyć bezpieczeństwo i ułatwić montaż można zdecydować się na fotelik z bazą.
My tym razem postawiliśmy na bardzo lekki i bezpieczny fotelik Concord Air, który waży zaledwie 2,9 kg.
Chyba, że od początku wiemy, że dziecko będzie z nami spało.
Z wielu względów (napiszę o nich niedługo) zdecydowaliśmy się na kosz mojżesza Shnuggle i jak na razie uważam, że to był genialny pomysł.
Z doświadczenia mogę Wam doradzić komodę. Ubranka dziecięce są małe i ciężko będzie je układać w szafie. Szuflady pomogą nam trzymać w porządku rzeczy dziecka. Komoda zajmuje również mniej miejsca niż szafa i może dodatkowo służyć jako podstawa pod przewijak.
Warto wybrać taką komodę, która będzie służyła nam przez lata, czyli taką, która nie jest kolorowa i nie ma typowych dziecięcych motywów. Nasza komoda to Quax
Służyła nam przed urodzeniem Julka
i teraz:
Przewijak bardzo ułatwia toaletę oraz pielęgnację dziecka i odciąża kręgosłup, który mamy tylko jeden. Znam mamy, które od początku przewijały dzieci na łóżku, jednak u mnie ten patent nie zdaje egzaminu. Poprzedmi razem miałam przewijak nakładany na łóżeczko, ale nie do końca zdał egzamin, bo ciągle go trzeba było zakładać lub zdejmować.
Z racji tego, że mamy bardzo małe mieszkanie i niewiele przestrzeni zdecydowaliśmy się na przewijak na komodzie. Bardzo polecam ten sposób. Kiedy syn będzie już za duży na przewijak odmontujemy go i zostanie nam zwykła komoda. Jak widzicie ta miękka mata się zdejmuje- używamy jej w łazience po kąpieli.
Przewijak Quax
Do kąpieli maluszka najlepsza jest wanienka. Dostępnych jest wiele modeli, ale my zdecydowaliśmy się na niewielką wannę Shnuggle ze stojakiem, która trochę przypomina wiaderko do kąpania. Więcej o niej napiszę za jakiś czas. Przy córce wanienkę stawialiśmy w wannie i nachylaliśmy się nad nią (ałaaa mój kręgosłup).
Jest to bardzo przydatny mebel. Przydał nam się zarówno przy pierwszym dziecku jak i teraz. Fotel Ikea
Lampka, która lekko świeci potrzebna jest przy nocnych karmieniach lub przy zmianie pieluchy (tak żeby nie obudzić domowników, no i również dziecka). Bezprzewodowa lampka Fatboy
Bardzo przydatny gadżet, szczególnie jeżeli jest to nasze pierwsze dziecko i nie do końca jeszcze się zgraliśmy z dzieckiem. My naszą poduszkę użytkujemy na różne sposoby i zdaje egzamin znakomicie. Poduszka Effii
Jeżeli planujecie karmienie piersią to jest to bardzo przydatny przedmiot. Dzięki niemu mogę raz na jakiś czas urwać się z domu na spotkanie lub krótki wyjazd.
Tym razem zdecydowałam się na Medelę Swing i jestem z niej o wiele bardziej zadowolona niż z mniejszej wersji Medela Mini.
Przydają się zawsze i ma je każda wyprawka dla noworodka. Mam kilka różnych, z których korzystam codziennie. Warto kupić kocyki o różnej grubości i wielkości. Zwracajcie uwagę z czego wykonany jest koc i wybierajcie oddychające tkaniny. Ja postawiłam na marki, które już znam i lubię.
Na górze: koc Mamas&papas, rożek Lodger, Kocyk Lodger
W poprzedniej wyprawce nie miałam rożka i mi go brakowało- szczególnie w szpitalu i przez pierwsze 3 miesiące. Tym razem zdecydowałam się na niego i nie żałuję. Wybrałam 2 różne, ale jeden nie sprawdził się do końca (napiszę o nim niedługo). Żółty Lodger – cieńszy, szary Lodger – grubszy, szary w kropki Effii
Każda lista wyprawkowa ma je na swojej liście w ogromnej ilości (nawet 20). W pierwszej wyprawce rzeczywiście miałam ich sporo, a w drugiej dosłownie 2 i w zupełności wystarczyły.
Zdecydowanie lepiej kupić duże otulacze i wykorzystywać je do różnych funkcji. Taki otulacz przydaje się do wycierania buzi, chronienia ubrań przed ulewaniem, rozkładaniem na łóżku, zasłanianiem fotelika lub budy wózka przed rażącym słońcem w oczy, nakrywaniem dziecka, przytulania do buzi (mój syn uwielbia), zasłanianiem się podczas karmienia.
Otulacz ma tyle funkcji, że będziecie z nich korzystać do min. 3 roku życia. A pielucha będzie potrzebna dość krótko.
W środku bambusowe Aden&Anais przewiewne jak mgiełka, otulacze Lodger troszkę grubsze
W użyciu
Klipsy do przypinania otulaczy
Skoro moja wyprawka jest “smart” to pokażę Wam świetny produkt. Ręcznik, który jest świetny dla noworodka “rośnie” z dzieckiem i może służyć nawet do 7-8 roku życia jako szlafroczek na plażę.
Wybierajcie miękkie ręczniki, bo skóra dziecka jest bardzo wrażliwa na różne otarcia. Zielony Imps&Elfs i żółty Lodger Poniżej możecie zobaczyć jak ten sam ręcznik wygląda na 3-latce
W pierwszej wyprawce bardzo nam się sprawdziły, więc i tym razem postanowiliśmy takie sprawić. Przede wszystkim są bardzo bezpieczne, bo dziecko nie jest w stanie naciągnąć ich sobie na twarz. Nie mogą się również rozkryć, więc nie zmarzną w nocy. Śpiworków do spania używaliśmy do 1 roku życia. Śpiworek
Przewijak jest dość zimny w dotyku dlatego warto zaopatrzyć się w naciągane prześcieradło, które w razie pobrudzenia szybko się zdejmuje i można je wyprać. Mata na przewijak Quax i prześcieradło Lodger
dzieci urodzone wiosna/lato (rozmiar 56)
dzieci urodzone jesień/zima
Chustę tkaną – w wielu sytuacjach pomagała nam odciążyć kręgosłup. Zarówno pierwsze dziecko jak i drugie zasypia w chuście bez problemów. Widzę, że przy drugim dziecku jest wręcz niezbędna kiedy potrzebne są nam ręce do pomocy np. starszakowi
Nasza chusta to Hoppediz
w poprzedniej wyprawce miałam taki nakładany na łóżeczko. Bardzo się przydaje, bo wszystkie potrzebne rzeczy do pielęgnacji mamy pod ręką i wystarczy po nie sięgnąć. Beaba
może być zbędnym gadżetem, jednak my sobie bardzo chwalimy. Nie musimy biegać z każdą pieluszką do kuchni na drugi koniec mieszkania. Miałam go też w pierwsze wyprawce, później służył mojej przyjaciółce, a teraz znów jest u nas.
Worki na pieluchy są dość drogie, dlatego kupiłam 3 zestawy, a po skończeniu ich zakładam zwykłe worki na śmieci i też zdają egzamin.
Tak wygląda nasza wyprawka dla noworodka.
Poniżej przygotowałam gotową listę do wydruku
kliknij, ściągnij i wydrukuj—>wyprawka dla noworodka<—
Arbuzy kupione przy drodze do węgierskiego Egeru, świeża grecka feta z oliwkami prosto od rolnika i turecka baklava – to są smaki i zapachy naszych podróży z Lilką. Kojarzą mi się z umorusaną w tych specjałach buzią i plamą na białej bluzce.
Nie pamiętam aż tak dokładnie naszych podróży kiedy nie było z nami dziecka. Czy to zapachu kubańskich cygar czy też chłodu jaki nas zastał w Estonii. Wtedy liczyły się zupełnie inne rzeczy i inne rozrywki. Spanie do południa, imprezowanie do białego rana czy też zwyczajne nic nie robienie.
Jesteśmy z mężem powsinogami. Ja mieszkałam kiedyś w Londynie i Nowym Jorku, on w Estonii i na Węgrzech. Mamy znajomych na całym świecie. Lubimy poczuć klimat danego kraju: zjeść miejscowe specjały, nauczyć się kilku słów w lokalnym języku, posłuchać ludzi, którzy tam mieszkają. Nawet nie zastanawialiśmy się jak zmieni się nasze życie kiedy będziemy mieli dzieci. Przyjęliśmy to z całym dobrodziejstwem inwentarza.
Kiedy rodzi się dziecko już nic nigdy nie będzie takie same. Nawet podróżowanie nabierze zupełnie innego wymiaru. Nie należy z tym walczyć tylko poddać się zupełnie. Trzeba przestawić sobie w głowie pewne rzeczy i nie nastawiać się na podobne doznania. Dzieci pomogą nam zobaczyć rzeczy, których bez nich nigdy byśmy nie zauważyli i na zawsze zostaną w naszej głowie.
Autorzy już od pierwszych stron przekonują, że ich życie pełne adrenaliny, sportów ekstremalnych i wyjazdów nabrało jeszcze większego sensu po urodzeniu dziecka. Nie zmienili swoich dotychczasowych pasji, a wręcz przeciwnie – jeszcze bardziej je rozwinęli. Chciałoby się rzecz: “Da się?” No pewnie, że się da – jeżeli tylko się chce!
Niektórym rodzicom wydaje się, że samo wyjechanie z dzieckiem, zbieranie patyków na plaży i podróże po lokalnych miejscowościach to już duże wyzwanie. A co dopiero gdy ciągnie się dziecko w małej przyczepce w -15 stopni nad Morskie Oko albo czeka nas 26 – godzinny lot do Brazylii? Można? Można! Ograniczenia są tylko w naszych dorosłych głowach, a dzieci przeżyją przygodę.
Autorzy opisując swoje wyprawy z synkiem Tysiem obalają po kolei wszystkie stereotypy dotyczące podróży z dziećmi. “Liczy się przygoda!”- to ich dewiza. Zawsze jednak stawiają na zdrowy rozsądek z małą nutką szaleństwa. Książka to nie tylko pamiętnik z podróży, ale również zbiór porad ekspertów, którzy w bardzo przekonujący sposób rozwiewają wiele wątpliwości wystraszonych rodziców.
Pediatra doradza co jeść z dzieckiem na wakacjach lub gdzie szukać pomocy w razie choroby. Psycholog zachęca do pokazaniu dziecku świata w dobie elektroniki: “Jeżeli chcemy dbać o prawidłowy rozwój naszego dziecka, laptop, telewizor i inne “cuda techniki” muszą mieć konkurencję.”
przede wszystkim pozwala oswoić swoje lęki, które my – jako troskliwi (czasami aż za bardzo) rodzice mamy w głowach. To jest najważniejszy przekaz tej książki.
Czytając ją zastanawiałam się cały czas co nas tak naprawdę hamuje przed tym żeby spakować walizy, wziąć dzieci i pojechać tu albo tam. Wtedy pojawia się milion pytań: “A jak dziecko zniesie podróż?”, “Co będzie tam jadło?”, “Czy odnajdzie się w innych realiach?” “A co będzie jak zachoruje?”. To są właśnie moje obawy, które dość skutecznie stopują moje zapędy globtroterskie. Ostatni rozdział “Strachy na Lachy” powinnam sobie zeskanować i wydrukować. Paweł Kunachowicz rozprawia się z lękami z mojej głowy: “Nie wiem kiedy dobrze jest pobudzać wyobraźnię, a kiedy nadmiar ogranicza doświadczenia i przeżycia. Gdyby moi rodzice nie pozwalali mi uczestniczyć w różnych przygodach, nie byłbym tym, kim jestem”.
Tak więc podróżowanie z dzieckiem jest cudowną przygodą, a to od Was zależy jak ją razem przeżyjecie. Nie ma co rozważać co takie podróże z naszymi pociechami im dają – widzę same plusy.
Ta książka jest nie tylko o podróżach. Jest również o wspaniałej relacji miedzy rodzicami, pełnej szacunku do drugiego człowieka, jego pasji oraz jego wyborów. Ogromnie podziwiam takie pary, które potrafią zostawić margines bycia nie tylko rodzicem, ale również człowiekiem ukierunkowanym na realizację swoich planów.
Tak jak niedawno pisałam, że do wychowania dziecka potrzebna jest cała wioska – w tej książce możemy poznać ją dokładnie. W tej wspólnocie jest nie tylko rodzina, ale również przyjaciele, zwierzęta oraz ludzie spotkani podczas podróży (szczerze rozczulił mnie Szwajcar napotkany przypadkiem podczas bardzo długiego lotu do Brazylii, który pomagał Pawłowi opiekować się Tyśkiem).
Niesamowite jest to, że mamy bardzo podobne poglądy na temat rodzicielstwa, które w książce jest przedstawione jako szczęśliwe, pełne zrozumienia, szacunku i wolności w stosunku do dziecka. I chociaż rozdziały pisane przez Pawła i Beatę nie mają wydźwięku edukacyjnego czy moralizatorskiego to z ich opowieści można wiele się nauczyć jak budować zdrową więź z dzieckiem.
Uwaga! Po przeczytaniu “I jak tu nie podróżować (z dzieckiem)” istnieje pewne zagrożenie. Miałam ochotę odwołać “bezpieczne” wakacje z dziećmi w hotelu nad Bałtykiem na rzecz Szwecji lub Włoch (samochodem).
Książka dostępna TUTAJ
Bo dzieci nie zapamiętają na zawsze swojego najlepszego dnia przed telewizorem:
Gdybym tylko mogła podróżowałabym z dziećmi o wiele częściej i dalej, bo chociaż wracam zmęczona jak nigdy – to za to bardzo szczęśliwa.
Przez 9 miesięcy byłaś w centrum zainteresowania. To Tobie od progu podstawiano krzesło i pytano jaką chcesz herbatę. Nie, nie taką? To zaraz znajdziemy inną, lepszą. Musisz mieć najlepszą, bo nosisz w sobie życie.
Komplementów nie umiałaś przyjmować, bo te 20 kg wg Ciebie pojawiły się z tyłu, a nie z przodu – jak wszyscy uważali. Drzemka o 17, tak! Cichutko, bo mama śpi.
Urodziłaś – i te kilka dni po porodzie jesteś bohaterką. Wszyscy (jeszcze) pytają jak się czujesz. Leżysz w szpitalu lub w domu i dostajesz obiad pod nos i deser nawet. Chwała Władzy za te 2 tyg tacierzyńskiego, bo wioska, która była kiedyś znacznie większa zawęziła się do małej 2- osobowej komórki społecznej.
Mąż poda, przyniesie, przewinie. Ten czas mija jak 2 dni i zostajesz SAMA. A gdzie moja pomoc na te 4 tygodnie do końca połogu?
Po pierwszym porodzie byłam bohaterką! “Super się czuję”, “Taaak, dam sobie sama radę”, “No pewnie, że ugotowałam zupę”. Posprzątane, dziecko nakarmione, a ja nawet umalowana i nie w dresie. Każdy przychodził i pędził do małego, białego łóżeczka zobaczyć ten cud. A ja dawałam radę. Dlaczego miałabym nie dać.
Gdybym powiedziała: “Wiesz, nie daję rady ugotować obiadu, sprzątnąć i dzieckiem się zająć” to by mnie do psychologa wysłali, że przecież krów nie muszę rano doić i do lekarza iść z dzieckiem 5 km na piechotę. Niby teraz łatwiej. Fizycznie pewnie łatwiej. Nie dziwne, że jak tylko mąż przekraczał próg to po 2 min miał wręczone dziecko.
Polskie społeczeństwo stawia bardzo wysokie wymagania wobec młodych matek. Zarówno w sferach związanych z macierzyństwem jak i byciem Perfekcyjną Panią Domu. Mając w domu nawet tylko jedno małe dziecko jest to zwyczajnie trudne.
A jeżeli trafi nam się wyjątkowo wymagający egzemplarz często niewykonalne. “Ja sama”- to nasze drugie imię. Boimy się prosić o pomoc. Publiczne przyznanie się, że ma się pomoc np. do sprzątania często jest potępiane. Dlaczego? W innych krajach jest to zupełnie normalne. Tylko w Polsce MUSISZ wszystko robić sama, choćby z dzieckiem na rękach.
Nie kolejne kocyki czy kosmetyki do pielęgnacji niemowląt. Przysłali mi zapas obiadów na tydzień. Takich, które tylko się podgrzewa i gotowe. A do tego zdrowe, bo bez sztucznych składników. Wymarzony prezent.
Moje drugie macierzyństwo jest zupełnie inne. Nie boję się prosić o pomoc. Raz na dwa tygodnie przychodzi Pani posprzątać nam mieszkanie. Broniłam się przed tym dwa lata, bo to tak jakbym przyznała się do porażki. A ja się tego nie wstydzę. Wolę zatrudnić kogoś do pomocy przy domu, niż kogoś do opieki nad dziećmi. Do tego też pewnie niedługo dojrzeję, bo chciałabym raz na jakiś czas wyjść z mężem bez dzieci.
“To naprawdę wyjątkowa sytuacja w historii ludzkości, by noworodkiem opiekowała się stale jedna osoba”- J. Dąbrowska
Dlatego kiedy w perspektywie miałam bycie słomianą wdową przez tydzień wybrałam podróż do mojej wioski. Właśnie po pomoc. Potrzebowałam tego bardzo – zająć się tylko dziećmi (a i nimi zajmował się czasami ktoś inny). Niczym innym. Odpoczęłam, spędziłam czas tylko ze starszym dzieckiem i naładowałam akumulatory na dalsze życie z daleka od mojej wioski, czyli ludzi, którzy chętnie nam pomagają.
Poniżej nasze migawki z tego wyjazdu, gdzie w spokoju mogłam znów wziąć aparat do ręki i uwiecznić te chwile.
Lilki sukienki i rampers w kaktusy Lindex
Moje sandały Next
Lilki trampki żółte Igor
Jula śpiwór w traktory Gro
Otulacz z ostatnich zdjęć Pink no more
Wózek Bugaboo Bee 3
Chusta Hoppediz
Pomadka Bourjois (moje odkrycie!)
Widzę po wynikach wyszukiwania oraz Waszych wiadomościach, że interesują Was ćwiczenia logopedyczne dla dzieci.
Poprzedni wpis pod tytułem – logopedia w domu – cieszył się ogromnym zainteresowaniem. Tak jak obiecałam – dziś post na temat ćwiczeń aparatu artykulacyjnego dla dzieci w różnym wieku.
Przygotowałam dla Was zbiór gotowych ćwiczeń w zależności od wieku dziecka.
Pamiętajcie! Te ćwiczenia nie zastąpią terapii logopedycznej i każde dziecko z wadą wymowy powinno mieć dopasowane konkretne ćwiczenia w gabinecie u logopedy oraz powinno dostać wskazówki do pracy w domu.
Każde ćwiczenie artykulacyjne najlepiej wykonywać przed lustrem. To, że dziecko widzi swoją buzię pomaga mu poczuć ułożenie narządów aparatu artykulacyjnego.
Podczas pracy nad usprawnianiem narządów mowy wykorzystujemy umiejętności nabyte podczas ćwiczeń oddechowych, fonacyjnych i słuchowych (z poprzedniego posta). Dlatego warto w czasie jednej sesji ćwiczeń mieszać aktywności.
Głównym celem ćwiczeń aparatu artykulacyjnego jest uzyskanie takiej sprawności całego narządu mownego, aby bez problemu poradził sobie z głoską, którą będziemy mieli zamiar wywoływać. Dlatego pracę nad każdą głoską rozpoczyna się od odpowiedniych ćwiczeń układu artykulacyjnego. Dzieci, które uczęszczają na terapię logopedyczną mają takie ćwiczenia zadane do domu.
Pod poprzednim logopedycznym wpisem pojawiły się komentarze z zapytaniem: “Ile czasu na to poświęcić, bo dziecko nie za bardzo to lubi?”
Mam dla Was wskazówki ile mogą trwać ćwiczenia logopedyczna:
– dzieci od 1 do 3 lat – 1 do 3 minut, można dłużej jeżeli zmienimy pozycję ciała np. wstaniemy– 4-latki – od 3 do 5 minut lub dłużej– 5-latki- od 5 do 10 minut lub dłużej
Od małego poprzez odpowiednią pielęgnację oraz zapewnienie bodźców do rozwoju wspomagamy nasze dzieci. Pisałam na ten temat tutaj – Jak wspomagać rozwój mowy?
– wprowadzać różnorodne pokarmy- podczas jedzenia twardych rzeczy mięśnie aparatu artykulacyjnego wykonują ciężką pracę i dzięki temu sprawniej będą później działać– pić w domu z kubka, a na podwórku z bidonu z cienką rurką– wykonywać proste ćwiczeniaDzieci w wieku 0-12 miesięcy cały czas nas obserwują i w taki sposób się uczą. Niektórym może się wydawać, że małe dzieci nie za wiele rozumieją. Ciągłe rozmowy, śpiewanie i stymulowanie w końcu nie pozostanie bez odpowiedzi. Nasze dziecko najpierw musi przyswoić słownik bierny (czyli usłyszeć od nas słowo) aby móc to później wypowiedzieć (słownik czynny).
Od około 6 miesiąca dzieci zaczynają tworzyć swoje komunikaty, które z czasem nabierają na znaczeniu. Hau, miau, papa, mama, baba to najczęściej pojawiające się wyrazy. Często dzieci podpierają słowo gestem – czyli robiąc “papa” machają rączką na do widzenia. Samo wymawianie sylab jest ćwiczeniem aparatu artykulacyjnego, dlatego warto przeglądać razem książeczki i naśladować zwierzęta, pojazdy i inne wyrażenia dźwiękonaśladowcze.
Warto podeprzeć polecenie obrazkiem lub zabawką w kształcie zwierzątka:
– Jak kotek pije mleko? Z rąk układamy miseczkę i pokazujemy w jaki sposób kot językiem pije mleko.– Mlaskanie językiem. Przyklejamy język do podniebienia i głośno odklejamy– Jak parska koń? Luźne wargi wprawiamy w drgania– Jaki ryjek ma świnia? Wysuwamy rozchylone wargi do przodu– Jak ziewa hipopotam? Otwieramy buzię i ziewamy– Jak dźwięk wydaje sowa? Zaokrąglamy wargi i mówimy: Hu hu hu
Jak narzędzia – tu znajdziecie – książki dla najmłodszych dzieci wspierające rozwój mowy:
Należą do najłatwiejszych, ponieważ wynikają z elementarnych umiejętności dziecka związanych np. z jedzeniem, ziewaniem czy nawet głośnym płaczem
– Jest noc. Powoli układamy się do snu. Bardzo chce nam się spać. Ziewamy z otwartą buzią– Udajemy rekiny. Szeroko otwieramy buzię i szybko zamykamy– Zagrabiamy trawnik i wyobrażamy sobie, że zęby to grabie. Wysuwamy żuchwę i przesuwamy nimi po górnej wardze.– Żujemy trawę jak kozy. Naśladujemy żucie.– Ćwiczenia warg (mięsień okrężny warg)
Wargi biorą aktywny udział przy wymowie wielu głosek dlatego tak ważna jest ich sprawność. Przy wymowie szeregu syczącego (“s”, “z”, “c” “dz), który powinien w wieku 4 lat być artykułowany poprawnie, wargi są szeroko rozciągnięte w uśmiechu. Jednocześnie ćwiczymy również zaokrąglenie warg, które jest niezbędne przy wymowie głosek szeregu szumiącego (“sz”, “rz”, “cz”, “dż”). Ten szereg pojawia się najcześciej w wieku 5 lat.
Tak jak powyżej – najlepiej jest przygotować rysunki lub figurki zwierząt lub przedmiotów, które będziemy naśladować.
– Wysyłamy buziaczki do mamy. Ściągamy wargi w dzióbek (ważne żeby był symetryczny) i cmokamy– Uśmiechamy się przy mocno zaciśniętych wargach– Uśmiechamy się tak, żeby było widać zęby– Rybka. Wargi ściągamy w dzióbek i rozchylamy leciutko pyszczek– Na płaski talerzyk wysypujemy ryż preparowany i prosimy dziecko żeby za pomocą samych warg próbowało jeść– Osiołek, który robi i-o-i-o– Karetka, która jedzie na sygnale e-o-e-o– Policja, która jedzie na sygnale i-u-i-u– Wąsy. Między wargami i nosem układamy słomkę do picia tak żeby dziecko ją utrzymało.
– język chowamy do buzi i myjemy wewnętrzną powierzchnię zębów– liczymy językiem zęby na dole– czubkiem języka dotykamy kącików warg– z języka robimy koci grzbiet – zaczepiamy język za dolne zęby i wypychamy– na końcu nici dentystycznej związujemy mały supełek i zaczepiamy go od wewnętrznej strony zębów. Dziecko ma wypchnąć nitkę do góry samym językiem
– kląskamy jak koniki przy jednoczesnych ruchach warg (uśmiech- kółko)– mlaskamy językiem– oblizujemy wargi (można je posmarować czymś słodkim)– udajemy, że liżemy lody
Są ukierunkowane przede wszystkim na ćwiczenia warg i języka, których aktywny udział jest niezbędny w trakcie artykulacji głosek “sz”, “rz”, “cz”, “dż” i “r”.
– układamy wargi w dzióbek i kręcimy w kółko, na boki, do dołu do góry– robimy okienko z warg (szeroki dzióbek)– robimy rybkę z warg, ale z wciągniętymi policzkami– próbujemy gwizdać– parskamy mocno wargami
Dążymy do pionizacji języka, czyli nawet w trakcie kiedy dziecko milczy- język powinien znajdować się za górnymi zębami na wałku dziąsłowym.
– przy otwartej buzi liczymy górne zęby językiem (żuchwa nieruchomo)– udajemy, że język to pędzel, a buzia to mieszkanie do pomalowania. Malujemy najpierw kropeczki na podniebieniu, policzkach, a na koniec musimy wszystko dokładnie zamalować. (żuchwa nieruchomo)– próbujemy dotknąć językiem do nosa– do podniebienia twardego możemy przykleić opłatek i poprosić dziecko o oderwanie go samym językiem– strzelanie z języka: przyklejamy mocno język do podniebienia i mocno odklejamy– karuzela: przy zamkniętej buzi dziecko wkłada język między wargi, a zęby i kręci w kółko
BARDZO POLECAM WSZYSTKIM KSIĄŻKĘ “CMOKAJ, DMUCHAJ, PARSKAJ, CHUCHAJ“. KOSZTUJE GROSZE, A JEST NAPRAWDĘ ŚWIETNA. (dołączone jest do niej logopedyczne memo oraz gra planszowa, a kosztuje 10 zł)
Jeżeli macie wątpliwości czy udać się do logopedy to przeczytajcie ten wpis: Kiedy do logopedy
Drewniany zestaw do robienia baniek Kikot
Wyjątkowa seria dla najmłodszych czytelników, wspierająca rozwój mowy. Zestaw zawiera 3 książki: Agugu, Akuku i Gadu gadu
Wakacje na wsi, ponad 20 lat temu. Puszczone w samopas dzieci biegają po podwórku od rana do nocy. Jest koniec lipca, zaczęły się żniwa, a trawa jest już wypalona słońcem. Gorąco robi się już o godz. 10, a można złapać oddech dopiero wieczorem.
To jest tło do mojego osobistego koszmaru. Niby sielanka, a jednak pamiętam ten dzień do dziś i na zawsze pozostanie w mojej głowie. Nic nie zapowiadało, że ta historia ze słońcem w tle będzie miała taki koniec.
Wychodzimy rano na podwórko, ubrani w krótkie spodenki i bluzki na ramiączkach. Od rana wspinamy się po drzewach po małe jeszcze papierówki. Później wpadamy na pomysł żeby iść nad staw i tam kontynuować nasze szalone zabawy. Bierzemy koce, zerwane wcześniej małe zielone jabłuszka. Po drodze zatrzymujemy się jeszcze po czarne porzeczki.
Nie mamy żadnych koszyczków, więc podwijamy bluzki i tam je układamy. Docieramy nad staw. Rozkładamy koce, szybko zjadamy zebrane owoce. Moje rodzeństwo bawi się w wodzie, a ja leżę na kocu. Na samym środku pola, nie osłania mnie żadne drzewo, ani nie pada żaden cień. Jestem tylko ja i słońce. W tym momencie zasypiam.
Budzę się po 2, może 3 godzinach. Rodzeństwo bawi się dalej, a ja spragniona mówię, że idę do domu, bo strasznie chce mi się pić, a nic ze sobą nie wzięliśmy. Kiedy wchodzę do domu jest mi słabo i mam mroczki przed oczami.
Wypijam 3 kubki zimnej wody, wyciągniętej prosto ze studni. Jem zupę i czuję, że znów chce mi się spać. Wchodzę pod koc i czuję, że jest mi raz zimno, raz gorąco. Mam dreszcze. Wstaję i idę do babci. Mówię jej, że źle się czuję, a ona czule dotyka mojego czoła. Jest rozpalone. Moja skóra (tylko z przodu ciała) robi się czerwona.
Kilka godzin później zaczynam wymiotować. Nie mam siły podnieść ani ręki ani nogi. Leżę i czekam aż przyjedzie mama. Kiedy już w końcu jest, po jej minie widzę, że nie jest dobrze. Zabiera mnie do lekarza. Tam szybko diagnozują udar słoneczny i poparzenia na brzuchu drugiego stopnia. Kilka dni leżę w łóżku i nie jestem w stanie wstać.
Piję tylko herbatę, bo wszystko inne odrzuca mój odwodniony organizm. Skóra na brzuchu bardzo boli. Musimy robić zimne okłady kilka razy dziennie. Po 2 dniach robią mi się nieprzyjemne pęcherze, a później schodzi skóra.
Nie wygram z nim, ale umiem się chronić przed jego szkodliwą mocą.
Każdy sezon zaczynam od kupienia porządnego kremu z filtrem i używam go intensywnie. Kiedy jestem cały dzień na słońcu pokrywam kremem wszystkie odsłonięte części ciała. Nie chce żeby sytuacja jeszcze kiedyś się powtórzyła.
Od małego uczę również moje dzieci, że słońce nie jest naszym przyjacielem i trzeba przed nim się chronić.
W tym roku w walce ze szkodliwym działaniem słońca pomaga nam Mustela, która doskonale chroni skórę dzieci i dorosłych. Oprócz działania ochronnego ma również właściwości wzmacniające barierę ochronną skóry i chroni zasoby komórkowe przed uszkodzeniami, spowodowanymi przez UV. Kremy przeciwsłoneczne wzbogacono również o odżywczy olejek z awokado.
Dzięki temu sucha skóra ze skłonnością do atopii mojej córki jest naprawdę dobrze nawilżona, a do tego jest chroniona przed szkodliwym działaniem słońca.
Nasz opinia: Mleczko bardzo łatwo się aplikuje. Wielokierunkowy spray ułatwia aplikację i nie musimy się przy tym gimnastykować. Bardzo dobrze się rozsmarowuje, nie ma efektu białej maski oraz nie zostawia śladów na ubraniach. Skóra po aplikacji się nie klei.
Spray po opalaniu błyskawicznie nawilża, łagodzi i odświeża skórę. Pozostawia delikatny zapach. Zawiera składniki nawilżające: olejek jojoba i masło Cupuacu oraz Avocado Perseose – opatentowany składnik aktywny, który wzmacnia barierę ochronną skóry.
Nasza opinia: osobiście jest to mój ulubiony kosmetyk na lato. Bardzo dobrze nawilża i nie klei się. Kiedy pakujemy się na wyjazd z dziećmi stawiam na rzeczy wielofunkcyjne żeby mieć jak najmniej bagażu. W tym roku zamiast balsamu do ciała używam tego sprayu.
W tym roku Mustela do zestawów “Plażowa ochrona” dołącza świetny gadżet- bransoletkę z czujnikiem UV. (możecie tutaj sprawdzić gdzie są dostępne). Po wewnętrznej stronie możemy wpisać imię i nazwisko dziecka oraz nr telefonu, a od strony wewnętrznej mamy tarczę, która informuje nas czy już czas ograniczyć ekspozycję na słońce.
Na plaży czas szybko płynie, nie kontrolujemy jak długo już jesteśmy wystawieni na szkodliwe promieniowanie. Wiadomo, że dzieci uwielbiają spędzać czas nad wodą i często protestują kiedy je prosimy żeby schowały się w cień. Ta opaska ułatwi nam wyjaśnienie dziecku, że już czas uciekać przed słońcem. Wystarczy pokazać, że buźka na bransoletce zrobiła się smutna. Genialny gadżet!
Więcej o ochronie przeciwsłonecznej i groźnych oparzeniach możecie przeczytać TUTAJ
Jutro rano zajrzyjcie koniecznie na mój fanpage na FB TUTAJ – będę miała dla Was niespodzianki.
Wpis powstał w ramach współpracy z marką Mustela
Spinacze, koc i mamy domek. Parasol plus miska i powstaje żaglówka. Latarka i nasze dłonie – bawimy się w teatr.
W dzisiejszym poście chcę Wam pokazać, że najlepsza zabawa jest bez zabawek. A my mamy w domu mnóstwo przedmiotów, które zapewnią Waszym dzieciom zajęcia na długie godziny.
Te zabawy są bardzo rozwijające, bo w każdej z nich trzeba użyć wyobraźni, a każdy przedmiot może być czymkolwiek.
Najlepiej stary. Takiego nie szkoda ciągać po podwórku i zaczepiać o gałęzie. Może być domem, statkiem lub hamakiem do bujania przez obojga rodziców.
Do zabawy w teatr cieni lub czytania książek pod kołdrą. Po naciągnięciu kolorowych tkanin może służyć jako wyświetlacz kolorów.
Genialna zabawka za parę złotych, a do tego ćwiczy chwyt i mięśnie dłoni. Polecam wszystkim dzieciom, które nieprawidłowo trzymają narzędzie pisarskie. A jak się z nimi bawić? Wystarczy się chwilę zastanowić.
Można przyczepiać nimi koce, apaszki i inne składowe namiotów, domków i innych twierdzy. Można ćwiczyć schemat ciała i przekraczanie linii środka poprzez zabawę: prawą ręką przyczep spinacz do lewej skarpety albo lewą ręką przypnij do prawego rękawa.
Najlepiej silikonowy. Nie znam lepszej zabawki do zabawy w wannie. Po wciśnięciu wystającej części powstaje wodny wulkan na górze z pianką. Może służyć do przelewania wody, ale kto by chciał w taki prosty sposób nim się bawić?
A w suchych warunkach może służyć do przesypywania produktów sypkich takich jak kasze, drobne makarony, mąka.
Z różnych tworzyw. Do mieszania i podglądania jak opada brokat z kaszą lub jak oliwa oddziela się od wody. Ile pomysłów tyle różnych zabaw. Plastikowe świetnie sprawdzają się do zabawy w wannie.
Do rozgniatania różnych rzeczy np. kulek z folii aluminiowej lub zgniatania wacików. Obracając ruchomą część dzieci mogą ćwiczyć małe dłonie
Oczywiście w domu. Jest najszybszym sposobem na zbudowanie domku. Może być również bazą lub zjeżdżalnią dla małych ludzików.
Hulaj dusza! Daj taki przedmiot dziecku, a zobaczysz na ile sposobów może go użyć. Będziesz zdziwiony, że to łódka, skrzynia skarbów, domek…
Każda ilość. Mogą służyć do nakładania na butelki, a również do naciągania i strzelania. Możliwości jest wiele.
Wiesz, że jest świetnym masażerem i dostarcza bodźców do receptorów czucia głębokiego? A jak owiniesz go folią bąbelkową i dasz dziecku farby oraz brystol to stworzy niesamowite dzieło?
Mogą Ci się spodobać również inne moje posty o podobnej tematyce:
10 zabaw bez zabawek
Oraz zabawki z recyclingu:
10 zabaw ze śmieci
Chcesz być na bieżąco z wszystkimi wpisami? Zapisz się do newslettera:
[wysija_form id=”1″]
Świadome przygotowania do ciąży? Czy może postawić na przypadek? Teraz jestem w stanie odpowiedzieć na te pytania. Zdecydowanie przygotowania do ciąży mogą nam pomóc.
Każdy ma inne podejście, a ja w dzisiejszym poście opiszę jak to wyglądało u mnie i czy się sprawdziło.
Kiedy planowaliśmy pierwszą ciążę nic specjalnego nie robiłam żeby się do niej przygotować. Jedynie- na 6 miesiący wcześniej zaczęłam brać kwas foliowy w dawce 0, 4 mg. Nie dbałam specjalnie o zdrową dietę, nie rezygnowałam z kawy ani nie zmieniałam trybu życiu. Każda ciąża jest inna. Teraz to wiem.
Ze względu na różne dolegliwości, które aktywowały się u mnie po pierwszej ciąży przygotowania trwały o wiele dłużej.
Jak już wcześniej pisałam w międzyczasie wykryto u mnie mutację genu MTHFR, która jest dość niebezpieczna w ciąży. Dowiedziałam się, że mój organizm nie wchłania zupełnie kwasu foliowego – niezbędnego do prawidłowego rozwoju cewy nerwowej u płodu. Jedyna forma, którą jest w stanie przyswoić to foliany w formie matafolina – dostępna tylko w jednym preparacie dla ciężarnych dostępnych na rynku. Jednak dawka była za mała – dodatkowo zamawiałam Folian 1000 mg z apteki w USA. Przy tej mutacji konieczna jest również suplementacja metylowaną formą witaminy B12 i B6- są one również potrzebne do prawidłowego rozwoju dziecka – niestety nie są dostępne w Polsce.
Pisałam o niej we wpisie Brać. Jej prawidłowy poziom jest niezbędny do prawidłowego rozwoju ciąży, a jej duży deficyt może skutecznie ją uniemożliwiać. Warto przed ciążą oznaczyć D3(25 OH) i sprawdzić czy nie mamy niedoboru. Większość społeczeństwa go ma, więc i Wy pewnie powinnyście suplementować.
w moim przypadku musiałam przejść na bardzo rygorystyczną dietę o niskim indeksie glikemicznym i w ciągu 4 miesięcy schudłam 10 kg. To było wskazanie lekarskie, więc nie u wszystkich jest to konieczne. Ale udowodniono, że kobietom z nadwagą jest trudniej zajść w ciążę. W
Warto postawić na dietę bogatą w foliany – mają go zielone warzywa.
Bardzo sprzyja zdrowiu, a razem z dietą wpływają dobrze na organizm przyszłej mamy. Podczas ciąży mocno siada kondycja i wejście na pierwsze piętro może powodować zadyszkę. Żeby temu zapobiec warto dbać o ruch- najlepiej na świeżym powietrzu.
Zleci odpowiednia badania. Standardowo są to: cytologia, usg piersi (raz na 2 lata), badania hormonalne.
Większość lekarzy zleca je dopiero w ciąży, co wg mnie jest lekko nie odpowiedzialne. Moja przyjaciółka zaszła w ciążę w trakcje aktywnej toksoplazmozy (o czym nie wiedziała). Mogłaby tego uniknąć gdyby wykonała ten wynik przed ciążą.
Przed ciążą warto oznaczyć:
– cytomegalię
– toksoplazmozę
– różyczkę
warto się zająć ubytkami na długo przed planowaną ciążą. Leczenie kanałowe w ciąży jest raczej niemożliwe, z powodu niemożności wykonania prześwietlenia RTG. Badania pokazują, że stan zapalny w jamie ustnej lub nieleczone zęby mogą doprowadzić w najgorszym wypadku do porodu przedwczesnego.
Udowodniono naukowo, że spożywanie więcej niż 200 mg kofeiny (jedna filiżanka kawy z ekspresu ma 80 mg) niekorzystnie wpływa na ciążę, a może nawet powodować poronienia, bo zagęszcza krew (The American Journal of Obstetrics and Gynecology, 2008). Kofeinę zawiera również czekolada, cola, herbata czarna i Apap.
A Wy w jaki sposób przygotowywałyście się do ciąży?
Polecam również bloga mojej koleżanki na temat niepłodności i PCO ->To w środku
Twoje dziecko nie przepada za myciem zębów? A może zależy Ci na tym żeby dziecko samo myło zęby, ale obawiasz się, że nie będzie robiło tego dokładnie? Znalazłam odpowiedzi na te dwa pytania, które i nas nurtowały. Szczoteczka soniczna dla dzieci Philips Sonicare For Kids rozwiązała u nas te problemy.
Wpis powstał w ramach współpracy z marką Philips
Higiena jamy ustnej u dzieci to bardzo ważny temat. Nawyki, których ich nauczymy zostaną im do końca życia. Będą miały wpływ na zdrowie oraz codzienną pielęgnację. Dlatego tak ważna jest edukacja i profilaktyka w tym temacie.
Kiedy Lilce wyrosły pierwsze zęby zabraliśmy się za odpowiednią higienę, te czynności kontynuujemy już ponad 3 lata. Na rodzicielskiej drodze pojawiły się różne sytuacje. Były dni kiedy Lilka sama wyrywała nam szczotkę z ręki i wyssała tylko pastę, pojawiały się również ostre sprzeciwy przeciwko jakiejkolwiek ingerencji w obrębie jamy ustnej.
Była to sytuacja dla nas trudna, bo mycie zębów traktujemy jako dobro wyższe i nie odpuszczamy w tym temacie, ale nie robimy niczego na siłę. Tłumaczyliśmy, przekonywaliśmy, śpiewaliśmy “Szczotka, pasta, kubek, ciepła woda…” Czasami pomagało, a czasami nie. Jak to z dziećmi – złotego środka nie ma.
Około 2 roku życia córka wyraźnie zasygnalizowała, że będzie myła zęby SAMA, bo jest już dorosła;). Nie ukrywam, że kamień spadł nam z serca. Ta ulga trwała do pierwszego mycia. Pewnie wiecie jak 2-latek sam myje zęby? Hmm dwie jedynki na górze wyszorowane w 30%, a pasta ląduje na piżamie lub jest zjedzona, a ona zadowolona krzyczy “Mama, jussss”.
“Pomóż mi to zrobić samemu” – to moje motto od samego początku wychowywania córki. W wielu kwestiach mocno odpuszczam tylko dlatego, żeby córka miała poczucie sprawczości i jej poczucie własnej wartości rosło w siłę. Jestem w stanie zaakceptować różne kwestie, ale nie te związane ze zdrowiem. Jest ono dobrem wyższym. Tak je tratujemy i na wszelkie sposoby próbujemy osiągnąć cel.
Tak też było z myciem zębów. Po skończonym szorowaniu tych dwóch górnych jedynek zawsze po niej poprawialiśmy. Wiedzieliśmy, że to nie jest do końca przyjemne, ale uznaliśmy, że nie możemy odpuścić w tym temacie.
Kiedy skończyła 3 lata, uznaliśmy, że to dobry moment na szczoteczkę elektryczną i dokupiliśmy końcówkę dla dzieci do naszych modeli. Ta metoda bardzo spodobała się Lilce. Myła o wiele chętniej, bo miała dodatkową motywację, bo na zegarku po 2 minutach szczotkowania malował się uśmiech. Jednak nie byłam pewna czy wibracje w szczoteczce dla dorosłych nie są za mocne.
W końcu uznaliśmy, że to dobry czas aby miała swoją i tak od jakiegoś czasu używamy szczoteczki sonicznej dla dzieci Philips Sonicare For Kids. Co ją wyróżnia? Innowacyjna technologia soniczna to aż 500 ruchów szczotkujących na sekundę. Dzięki temu ta szczoteczka jest skuteczniejsza aż 75% od szczoteczek manualnych.
Szczoteczka soniczna dla dzieci ma dwa programy pracy: delikatny dla młodszych dzieci, już od 3 lat i regularny dla starszych – od 7 lat. Wbudowany zegar KidTimer wskazuje prawidłowy 2-minutowy czas mycia zalecany przez stomatologów i sygnalizuje krótką melodyjką KidPacer zmianie miejsca do szczotkowania.
Do zestawu dołączona jest ładowarka, końcówka dla starszych dzieci oraz naklejki na przedni panel, którą dzieci mogą ozdobić swoją szczotkę.
Możemy zainstalować bardzo fajną, bezpłatną aplikację, która za pomocą Bluetooth łączy się ze szczoteczką. Poznajemy puszystego Sparklego, który razem z nami myje zęby. Dzięki odpowiedniemu czasowi szczotkowania aplikacja odblokowuje różne akcesoria dla naszego podopiecznego (mogą to być nowe kolory futerka, akcesoria zmieniające wygląd oraz przekąski). Kiedy dostaje coś słodkiego informuje nas, że po zjedzeniu trzeba umyć zęby.
Bardzo mi się podoba, że aplikacja ma tak dużo walorów edukacyjnych, które w prosty sposób tłumaczą dzieciom jak dbać o zęby. Dzięki aplikacji rodzice mogą również śledzić postępy jakie poczyniło dziecko i kształtować dobre nawyki.
Cieszy mnie też, że w aplikacji nie ma bezpośrednich nagród dla dzieci, ani zwrotów typu: “Brawo”, “Super”. Sparkly mówi, że to była dobra robota, bo jego zęby teraz błyszczą. Albo mówi, że jest dumny, bo jego zęby na linii dziąseł są teraz czyste. Wielki plus za to!
Aplikacja dodatkowo przysyła powiadomienia, że nadchodzi czas na szczotkowanie. W ogóle nawet nie muszę Lilce o tym przypominać tylko wystarczy powiedzieć, że Sparkly wysłał sms-a. Takie proste, a tak ułatwia poranną i wieczorną toaletę.
Podejście do szczotkowania zmieniło się o 180 stopni.
Chciałam Wam jeszcze napisać, że pod względem sensorycznym taka szczotką jest świetnym narzędziem. Często dzieciom z nadwrażliwością dotykową w obrębie jamy ustnej zaleca się szczoteczki elektryczne, gdyż za pomocą ruchów szczotkujących naturalnie odwrażliwiamy buzię.
A szczoteczka soniczna dla dzieci Philips Sonicare For Kids jest bardzo cicha, więc nawet dzieci z nadwrażliwością słuchową mogą jej używać i nie będzie powodowała dyskomfortu podczas użytkowania.
Szczoteczka soniczna jest przeznaczona dla dzieci od 3 do 10 roku życia. Jeżeli Wasze dzieci mają mnóstwo zabawek i lubicie praktyczne prezenty myślę, że to fajny pomysł na prezent na Dzień Dziecka
Więcej o szczoteczce sonicznej dla dzieci Philips Sonicare for Kids możecie przeczytać tutaj
Mam dla Was konkurs, w którym do wygrania szczoteczka soniczna Philips Sonicare For Kids oraz wyjątkowa maskotka Sparkly – niedostępna w regularnej sprzedaży.
Konkurs będzie trwał do 17.06 do północy. Wśród zgłoszeń wybiorę najciekawszą i nagrodzę ją szczoteczką soniczną Philips Sonicare
Wyniki konkursu:
Szczoteczkę do zębów Philips Sonicare i maskotkę Sparkly wygrywa Karolina Kowal. Gratuluję!
Wyślij swoje dane teleadresowe na kontakt@nebule.pl
Dziękujemy za liczny udział
Przekwitły mi dziś piwonie. Bez już dawno zrobił się brązowy. Matury się skończyły. A w parku nie spotkam ani jednego mlecza. Majowy czas przeleciał niepostrzeżenie, a ja ledwo to zauważyłam. Skupiona na innych sprawach nie skorzystałam z tej cudownej aury na zewnątrz. Na szczęście mamy w domu małego przypominacza, który ponad tydzień temu wstał i powiedział: “Mamo, tato jedźmy na piknik!”
Najpierw uznałam, że to fatalny pomysł. Z noworodkiem? Próbowaliśmy przekonać córkę, że to nie jest najlepszy pomysł. Jednak po chwili ugryzłam się w język.
Sama kiedyś głosiłam teorię, że dziecko, które przychodzi na świat ma się dostosować do naszego stylu życia. Jest jak ostatni lokator wprowadzający się do piątki w akademiku i chcąc nie chcąc musi wszystkie zasady panujące w tej wspólnocie zaakceptować. Lubimy spać przy otwartym oknie, niech to okno będzie otwarte. Słuchamy głośno radia, a niech gra w tle.
Nie ma potrzeby zmieniać dotychczasowych nawyków. To dziecko ma się dostosować. Zmieniając diametralnie nasze życie po urodzeniu dziecka nie będziemy szczęśliwi. Mało tego, uznamy, że to przez dziecko jesteśmy ograniczeni. A tak naprawdę te bariery rodzą się tylko w naszej głowie albo są odgórnie narzucane przez społeczeństwo. Inni tak robią – to my też. A gdzie jest nasze życie i nasze potrzeby? Przypominamy sobie o nich za późno.
Dlatego wtedy spakowaliśmy cały mandżur i wybraliśmy się na ten piknik.
Już zapomnieliśmy ile to rzeczy trzeba zabrać ze sobą mając małe dziecko. A i starsze ma również swoje potrzeby: rowerek, kask, zabawki, przekąski. Aż rąk nam zabrakło i obwieszeni jak woły dotarliśmy na piknik.
Ileż było szczęścia w jej oczach! Jadła te chrupki i jabłka na kocu jakby to był największy przysmak świata. Zbierała kwiatki, hasając po łące. Dlaczego miałam jej tego odmówić? Zaczął nawet padać deszcz, a ona od razu miała pomysł żeby skryć się pod drzewem. Ten piknik wspominała przez następne dni, a my wiedzieliśmy, że dobrze zrobiliśmy.
Fakt, byłoby mi łatwiej siedzieć na ławce pod blokiem.
To nic, że młodszy ten czas był cały czas na rękach. To nic, że odezwało się zwyrodnienie kręgosłupa. To nic, że karmiłam stojąc oparta o drzewo chroniąc go otulaczem przed kroplami deszczu. To nic, że ludzie ze zdziwieniem na nas patrzyli jak ustawiliśmy się, w wielkiej kolejce po gofry. “Taki mały?” – mówili.
My ten piknik zapamiętamy na zawsze i chociaż wymęczeni ledwo ciągnęliśmy noga za nogą – było warto. A ona nie dostrzegła wielkiej zmiany przez to, że mamy w domu noworodka.
Przeczytajcie post do końca, bo czeka tam na Was niespodzianka.
A ja mam dla Was niespodziankę. Do zgarnięcia 3 świetne koce piknikowe Skip hop
Bawimy się do 13.06 do północy. A my opublikujemy wyniki w tym poście 14.06.
Dziękujemy za tak liczny udział
koce wylosowali:
maddie
śpiąca królewna
Ann85
Wyślijcie mi swoje dane teleadresowe na nebule.pl@gmail.com
Gratulujemy:)