kontakt i współpraca
Kilka dni temu Lili skończyła 22 miesiące. Ten miesiąc nie był dla nas łatwy, ale tylko nas wzmocnił i utwierdził w przekonaniu, że liczą się tylko chwile.
Te zdjęcia poniżej to są właśnie nasze momenty. Chwile wyrwane i uwiecznione na zawsze. Podczas tych stopklatek Lila z 15 razy mówi „kocham” i głaszcze nas po ręce.
Prosi żeby ją przytulić. Coraz ważniejsze są dla niej uczucia. Kiedy jest smutna to płacze i komunikuje nam: „Lila płacze”, a my ją nosimy na rękach i tulimy, a ona znów głaszcze nas po ręce i mówi „kocham”.
Chwilo trwaj wiecznie!
Tę markę obserwowałam od dawna. Ich projekty coraz bardziej mnie wizualnie przekonywały. Nie zdawałam sobie jednak sprawy, jakie są w dotyku, jak je się użytkuje i tym bardziej nie wiedziałam, że cała moja rodzina pokocha MayLily.
Piszę to bez kokieterii. Serio!
Kocyk (a właściwie to kocur, bo ma wymiary 140×150) Etna skradł moje serce. Zamówiłam go w wersji z szarymi pomponikami. Kiedy przyszedł to nie miałam nawet okazji go dokładanie obejrzeć, bo Lila wyciągnęła go z pudełka i nie chciała oddać. Na upały jest i-d-e-a-l-n-y! Lilka się nimi nakrywa (siama!) i tarmosi pomponiki.
Przede wszystkim jest cudownie miły w dotyku, ale przy tym bardzo mięsisty. Sama go od niej pożyczam:) Dobrze, że jestem mikrego wzrostu. Kocyk ma właściwości antyalergiczne, skóra się pod nim nie poci. Przez to, że jest taki wielki to Lila w nocy cała się nim okręca.
Zabieramy go na wakacje, ciekawa jestem jak się sprawdzi na plaży.
Na pierwszym zdjęciu jest jeszcze bambusowy ręcznik Szare babeczki. Zabieramy go na wyjazd i wtedy napiszę o nim kilka słów.
Pewnie już zauważyliście, że do miana wózkomaniaczki mi bardzo blisko. Nasza flota składa się z dwóch pojazdów: Bugaboo Cameleon i spacerówki. Jeszcze dwa tygodnie temu mieliśmy Nunę Pepp, jednak z racji tego, że przestałyśmy się lubić zaczęłam poszukiwania godnego następcy.
Wybór jak zwykle nie był prosty, bo na rynku takiego sprzętu jest mnóstwo…Wiedziałam jednak jakie funkcje wózek MUSI posiadać żeby wzbudzić moje zainteresowanie.
Długo się głowiłam, czytałam i pytałam. Pod uwagę brałam te trzy wózki:
Te 3 wózki mają podobne funkcje. Jednak najbardziej przypadł mi do gustu Babyhome Emotion, czyli nr 1. Dlaczego? Bo ma barierkę. Nuna nie miała barierki i bardzo mi jej brakowało. Lila lubi się jej trzymać lub kłaść na niej nogi. Ten jeden szczegół zaważył na naszej decyzji.Wózek mamy już od 10 dni i opiszę Wam moje wnioski z użytkowania tego cudeńka, bo śmiało mogę o nim tak napisać.
Kiedy tylko przyszedł, zadziwiła mnie jego waga piórkowa. Nuna ważyła o 3 kg więcej, a gabarytowo była mniejsza. Wózek bez problemów sama złożyłam i od razu wybraliśmy się na testowanie.
Lilka bardzo chętnie do niego weszła i pojechaliśmy na spacer. Jakie były moje pierwsze wrażenia? Przez to, że przednie kółka są obrotowe i są dość duże (większe niż przednie Cameleona) wózek jest bardzo zwrotny. Można go śmiało prowadzić jedną ręką ( na tym mi zależało). Wszystkie kołka mają amortyzację i przez to wózek świetnie się podbija na nierownościach.
Na niższe krawężniki wjeżdża bez problemów i bez potrzeby zatrzymywania i podnoszenia wózka. Przednie kółka można zablokować i wtedy łatwiej będzie się go pchało np. po polnej drodze. Kółka są wykonane z podobnych materiałów jak kółka w naszej hulajnodze (lekko hałasują na polbruku).
Kolejna kwestia to podnóżek, a właściwie podnoszony podnóżek. Świetny bajer! W Nunie podnóżek był jedynie atrapą. W Emotion jest zwykły plastikowy podnóżek gdzie Lilka trzyma nóżki jak siedzi, a gdy idzie spać rozkładam jej takie cudo:
Przez to, że nie jest to kubełek to Lilka obraca się w wózku podczas spania o 360 stopni.
Tapicerka jest wykonana ze świetnego materiału, bardzo dobrze się czyści i do tego jest miękka(wypełniona gąbką).
Kolejna ważną sprawą są 5-punktowe pasy bezpieczeństwa. Zawsze Lilkę w wózku zapinam. Czasami tylko w pasie (jak śpi). Emotion ma możliwość regulowania wysokości zapinania pasów jak i wyboru, czy zapinany również ramiona. Podoba mi się w nich to, że klamerki nie zjeżdżają i jeżeli je dociągnę na jakąś wysokość to tak zostają (czego nie mogę powiedzieć o pasach w Cameleonie).
Szerokość siedziska to 30 cm – nie jest to bardzo dużo, ale dla Liluchny wystarcza jeszcze z dużym zapasem.
Oparcie do spania rozkłada się płynnie, więc możemy regulować poziom oparcia na różne wysokości. Lilce jest w nim bardzo wygodnie.
Składanie
Banalnie proste i szybkie. Ogromny plus za to, że składa się w drugą stronę (wszystkie okruchy zgromadzone podczas spaceru automatycznie wypadają z zakamarków).
Po złożeniu łapię za barierkę i ładuję do bagażnika. Rozkładam jedną ręką:) Mieści się w malutkim bagażniku w moim aucie.
Kolejnym plusem jest, że budka jest bardzo wysoko. W Cameleonie i Nunie budki są nisko i zasłaniają widok mojemu dziecku i nigdy ich nie rozkładałam jak Lilka nie spała.
W Emotion budka jest wysoko, przez co nie utrudnia spacerów. Dodatkowo w budce jest okienko, przez które widzę Lilkę, a ona mnie (jak podniesie głowę). Wysokość oparcia to 45 cm, a do budki jest 60 cm.Wózek jest do 25 kg, to więcej niż da radę podwieźć Cameleon:)
Mój mąż ma 180 cm i nie narzeka, ale domyślam się, że dla wyższych osób byłby to problem.
Hamulec nożny przy prawym kole. Dla lewonożnych będzie to kłopot;)Wózek, mimo tego, że jest bardzo lekki to jest stabilny. Może być na nim torba przypięta do rączki załadowana na full i wózek się nie przewraca, co jest częste np. przy Maclarenach.
Wydawałoby się, że jest to wózek idealny, ale niestety takich nie ma. Także ten ma jeden (wg mnie) minus. Na kostce dzwonią tylne kółka. Nie jest to bardzo głośny dźwięk, ale dla mnie uciążliwy, bo mam porównanie z innymi wózkami. Mojemu mężowi absolutnie to nie przeszkadzało.Znalazłam sposób na wyciszenie kółek. Z tego co wiem, kilka moich czytelniczek też ma ten wózek.Z grubej gąbki wycięłam kółka o średnicy ok 1,5 cm i wycięłam w nich na środku małe dziurki. Zdjęłam tylne koła i na bolce naciągnęłam gąbkę. Dziurka na środku się troszkę rozeszła. Założyłam kółka na wózek i nic nie dzwoni:)
Teraz jest to wg mnie wózek idealny!
Dziś pokażę Wam sorter kolorów w innej wersji.
Potrzebne będą słomki (my mamy grube z Ikei 3 zł) i druciki kreatywne (3 zł).
Najpierw musimy pociąć słomki na kawałki. Starsze dzieci mogą zrobić to same. Zadaniem dziecka jest posegregowanie słomek na odpowiednie kolory drucików. Możemy też z nich zrobić bransoletki, naszyjniki i inne cuda.
Starszym dzieciom można namalować na kartkach wzór do odtworzenia np. czerwony-żółty-niebieski-czerwony-żółty-niebieski i wg tego schamatu dziecko ma nawlec słomki.
Zapraszamy do pracy!
Wiecie, że jakieś pół roku temu kupiłam okulary przeciwsłoneczne dla dziecka w sieciówce? Tak, bo byłam zupełnie nieświadoma, że takie okulary mogą wywołać więcej szkody niż pożytku i to nie tylko u dzieci.Lepiej jest założyć dziecku czapeczkę z daszkiem lub kapelusz niż założyć takie okulary.
Tu łapcie najświeższy wpis: Okulary przeciwsłoneczne dla dziecka 2024
Dlaczego? Podczas słonecznego dnia mrużymy oczy na słońcu, źrenice się zwężają i dostaje się do nich mniej szkodliwych promieni UV. Sieciówkowe lub bazarowe okulary nie zawierają ochrony przed promieniami UV. Podczas noszenia takich okularów, oczy są zaciemnione, źrenice są rozszerzone i promienie UV trafiają prosto do nich.
Lepiej już nic nie zakładać i mrużyć oczy… Kiedyś już Wam pisałam, że Lilka urodziła się z niedrożnymi kanalikami łzowymi. Rok temu udało nam się je przetkać poprzez bardzo częste masaże.
Od tamtej pory jest ok, natomiast przy podmuchu wiatru, mrozie lub ostrym słońcu Lilce łzawią oczy. Pewnie też odziedziczyła tę przypadłość po mnie. Ja też mam bardzo wrażliwe oczy i od wiosny do jesieni non stop chodzę w okularach przeciwsłonecznych.
Pokażę Wam dziś i napiszę parę słów o Lilkowych okularkach. Od ponad 3 miesięcy używamy Beaba junior glossy girl.
Co najbardziej mi się w nich podoba? Przede wszystkim to, że są niezniszczalne. Wielokrotnie Lilka nimi rzucała, gryzła, wyginała, a cały czas wyglądają jak nowe. Wykonane są ze świetnej jakości plastiku, który jest dość masywny, ale jednocześnie bardzo lekki.
Nietłukące, szkła mają 4 stopień zaciemnienia- czyli najwyższy stopień. Takiego rodzaju szkieł używają np. himalaiści lub piloci. Są świetnie dopasowane do głowy dziecka. Lilka ma dość dużą głowę, a jest jej w nich bardzo wygodnie. Zauszniki są długie, ale nieostro zakończone żeby przy zakładaniu nie włożyć prosto w oko. W zestawie jest gumka, którą możną zamontować w zausznikach żeby podczas ruchu okulary nie spadły z nosa. My nie używamy tego gadżetu.
Za to świetny dodatkiem jest plastikowy futerał. Pamiętajcie, że porysowane okulary psują wzrok. Okulary mają bardzo fajny, retro design. Lila podoba mi się w nich szalenie:) A teraz pewnie oczekujecie ode mnie oceny… Czy Lila nosi chętnie okulary? Ba, kiedy tylko zobaczy, że ja mam na nosie swoje natychmiast krzyczy żeby dać jej gogle. Czasami ponosi je 10 minut, czasami krócej. Bywa z tym różnie. Ale widzę, że z tygodnia na tydzień nosi je dłużej, co mnie bardzo cieszy, bo niedługo wyjeżdżamy na wakacje i będziemy przebywać całe dnie na zewnątrz.
Wychodzę z założenia, że dzieci powinny mieć kontakt z różnorodnymi materiałami w czasie zabawy. Pobudza to ich wyobraźnię, pozytywnie oddziałuje na układ dotykowy, a zarazem dziecko uczy się poznawać świat.
Jednym z tych materiałów jest papier, a właściwie tektura. Owszem, można samemu zrobić eko zabawki z kartonów. Niestety ja nie mam takich zdolności i jak kiedyś z opakowania po pizzy zrobiłam laptop to Lilka mnie wyśmiała:) Dziś pokażę Wam Kartoniaki.
Jest to zestaw 5 zwierząt do złożenia z kompletem naklejek i sznurkiem (z którego robi się ogonki). Wg producenta jest to zabawka dla dzieci w wieku 5 + (żeby samo mogło złożyć).
My złożyliśmy krokodyla i hipopotama sami, a Lilka pomalowała i naklejała oczy. Także młodsze dzieci też mogą się nimi bawić. Co mi się podoba w tej zabawce? To, że jest inna niż wszystkie. Po złożeniu Lilka od razu zabrała zwierzę do tuningu.
Hipka pomalowała całego, odkleiła oczy i narysowała mu ślepia sama. Dwa dni później obkleiła całego naklejkami. Tydzień później oderwała je wszystkie:) Fajne jest jeszcze to, że jest to zabawka na dłuższy czas.
Następnego kartoniaka wyciągniemy pewnie dopiero za jakiś czas, pewnie jak pogoda się zepsuje i będziemy siedzieć w domu.
W ubiegłą sobotę lało cały dzień. Nie chcieliśmy siedzieć w domu, więc wyszukałam, że obok nas będzie teatrzyk. Jak przeczytałam tylko tytuł to byłam pewna, że Lila będzie przeszczęśliwa. Od tygodnia razem z tatą recytują na zmianę Tuwimowe abecadło. Lila cieszy się przy tym ogromnie!
My oczywiście też, bo jakby nie było to pierwsze próby recytatorskie naszej córki. Kiedy zobaczyłam, że owe przedstawienie nosi dokładnie taki sam tytuł bez wahania zadzwoniłam i zarezerwowałam bilety. Sama byłam bardziej przejęta niż Lila.
Przedstawienie się zaczęło, siedziałam jak na szpilkach… A moja córka, miała w nosie to wszystko. Właziła na mnie, prosiła żeby robić jej z nóg tunel. W końcu wyszłyśmy stamtąd. Lilka szczęśliwa, a ja rozczarowana, że jej się nie podobało.
Wybraliśmy się do zoo, bo wydawało nam się, że Lilka uwielbia zwierzęta. Tak też jest, nazywa wszystkie jakie widzi w książeczkach. Prosi żeby jej mówić jaki dźwięk wydaje dane zwierzę. Chce żeby jej śpiewać „Dzik jest dziki” i „Tu stoją krokodyle”.
Wydawać by się mogło, że jak zobaczy cały ten zwierzyniec na żywo to oszaleje ze szczęścia. Dokładnie słowo „wydawać” jest tutaj jak najbardziej na miejscu. Po wejściu do zoo interesowało ją tylko i wyłącznie wchodzenie i schodzenie ze schodków, wdrapywanie się na różne ławki i inne przeszkody oraz bieganie.
Zwierzęta nie zrobiły na niej żadnego wrażenia, a nawet mogę śmiało stwierdzić, że zwyczajnie ją to nie interesowało. Podczas gdy inne dzieci z wypiekami na twarzy obserwowały żyrafę Lilka chodziła sobie po przeszkodach.
Jaki jest wniosek z tych moich prób organizacji czasu mojego dziecka?Moje dziecko do szczęścia potrzebuje nas- rodziców, bo zawsze prosi żeby być przy niej i podać „ękę”.Na drugim miejscu: ruchu na świeżym powietrzu.
Dziś do piaskownicy przywieziono stertę nowego piachu. Pan, który to wszystko wyładował nie rozłożył piachu równomiernie. Na środku piaskownicy była wielka góra mokrego piasku. Wiecie co? Lilka wbiegała na tą górę i zbiegała 45 razy (liczyłam) wpadając na mnie.
Nigdy jej nie widziałam bardziej szczęśliwej…
Kiedy pierwszy raz usłyszałam o BLW, nie zdawałam sobie sprawy w jaki sposób wpłynie ona na rozwój mojego dziecka oraz na całą naszą rodzinę. Mogę śmiało powiedzieć, że BLW zmieniło nasze życie.
1. Dzięki BLW Lila ma doskonałą koordynację ręka – oko. Od samego początku ćwiczyła tę umiejętność właśnie podczas samodzielnego jedzenia. Teraz jako 21- miesięczne dziecko potrafi wykonywać bardzo precyzyjne ruchy rąk np. nawlekać koraliki na sznurek.
2. Ok 9 miesiąca wypracowała chwyt pęsetkowy i z powodzeniem używa go do dziś. Dzięki temu od samego początku prawidłowo trzyma narzędzie pisarskie i wkładanie i wyjmowanie mikroskopijnych kulek nie sprawia jej problemu.
3. BLW nauczyło ją kontrolować uczucie sytości i głodu. Kiedy była malutka sama prosiła o jedzenie, krzycząc „ama”, a kiedy była już najedzona to zamaszystym ruchem ściągała śliniak, później dodała jeszcze komunikat werbalny „koniec”.
4. Przez możliwość wyboru tego co będzie jadła, można powiedzieć, że już wypracowała swój gust kulinarny. Są potrawy, które uwielbia… Ale jest też kilka, których nie tknie.
5. Odważniej podchodzi do nowości. Nie boi się próbować nowych rzeczy.
6. Dzięki temu, że jedzenie kojarzy jej się bardzo dobrze, a posiłek jest dla niej również spotkaniem towarzyskim często odwiedzamy restauracje . Lilka lubi siedzieć w wysokim krzesełku i jeść razem z nami.
7. Dzięki zróżnicowanym fakturom i smakom odwrażliwiła jamę ustną. Ominęła etap wkładania wszystkiego do buzi. Często mnie pytacie, czy podczas zabawy malutkim przedmiotami Lila wkłada je do buzi. Otóż NIE! I nigdy tego nie robiła, bo zapotrzebowanie na doznania sensoryczne w buzi zaspokoiła różnorodnym jedzeniem.
8. Poprzez jedzenie twardych potraw (skórki, surowa marchew) samoistnie ćwiczyła mięśnie aparatu artykulacyjnego, co niewątpliwie ma wpływ na rozwój mowy.
9. Dzięki BLW jest samodzielna. Ta metoda uczy ją poczucia sprawstwa.
10. My zaczęliśmy zdrowiej jeść. Z racji tego, że nie gotowałam jej nigdy oddzielne nasze danie stały się zbilansowne i do tego ciekawe;)
11. A teraz najlepsze! Policzę ile zaoszczędziliśmy $… Licząc, że od 6 miesiąca do 12 jadłaby średnio 2 słoiki dziennie, bo i tak po roku na pewno bym już ich nie dawała. 10 złotych dziennie x 180 dni daje 1800 zł WOW!
Dziś Wam pokażę nasze kartoniaki. Uważam, że na polskim rynku jest naprawdę niewiele pozycji, które zasługują żeby się znaleźć w małych rączkach.
Czasami zdarza mi się zajrzeć na półkę z książkami w supermarketach. Chyba jeszcze nigdy nie kupiłam tam żadnej książki dla Lilki. A domyślam się, że 70% społeczeństwa kupuje tam książki dzieciom.
a) przedmioty mają oczy, uszy itp.
b) jest głupi tekst
c) są brzydkie ilustracje
Generalnie dążę do tego, aby w tego typu książkach było jak najmniej fikcji.Większość książek, które dziś pokażę to prezenty. Powiem Wam szczerze, że zdarzyło mi się taki prezent schować i Lilki oczy nigdy go nie ujrzały.
Książki dołożyłam do Lilki koszyczka jak miała może 3 miesiące. Były to dwie szmaciane pozycje. Jedna to typowe black&white, a druga kolorowa ze zwierzętami.
Około 6 miesiąca dołożyłam kolejne dwie kartonowe: „Baby’s day” i „Kolory” A. Owsińskiego.
Książki mniej lubiane przez Lilkę i przeze mnie. Częściej są schowane w szafie niż stoją w jej koszyku:
kupiłam kiedyś za grosze w Rossmannie. Uważam, że jest to jedna z lepszych pozycji dla maluchów. Tam zwierzęta nie mówią, a owoce nie łypią na nas okiem. Są zgodne z pedagogiką Montessori. Ta książka jest jedną z serii. Gdyby Lilka była mniejsza to kupiłabym chyba wszystkie…
Lilka dostała na roczek i lubi ją do dziś. Bardzo ładne ilustracje i wielki plus za otwierane okienka. Później dokupiłam jej jeszcze z tej serii „Poznaję kształty”- też ciekawa.
książka „teatrzyk”. Po otworzeniu książki na środku tworzy się otwór gdzie możemy my lub dziecko włożyć głowę i udawać zwierzęta. Świetna pozycja dla dzieci, które nie są zainteresowane książkami lub mają problem ze skupianiem wzroku.
w środku znajdują się realne zdjęcia przedmiotów, które są pokategoryzowane ze względu na kształt i kolor. Minimum raz dziennie ją przeglądamy, bo Lilka ma teraz okres sensytywny na kolory i kształty.
„wyciąganka” z TK Maxx
pisałam o niej wpis Pierwsze urodziny prosiaczka
oprócz ładnych ilustracji występuje tam kontrowersyjne słowo „głupi”, które omijamy.
świetna książka, jedna z ulubionych. Piękne ilustracje i zgodne z Montessori. Kupiłabym resztę serii bez wahania.
to właśnie „Baby’s day” Lilka oglądała od małego. W książce są zdjęcia dzieci podczas codziennych zajęć.
naprawdę fajna seria. Ilustracje prawie jak na Czereśniowej, a i tekst jest bardzo realistyczny i opisuje prawdziwe sytuacje. Montessori by ją lubiła;)
ujdzie w tłoku. Lilka ją lubi, bo po tym jak nazwie wszystkie części ciała u dzieci w książce, to później nazywa swoje. Generalnie nie lubię tej serii ( a jest w każdym sklepie, księgarni, a nawet spożywczaku).
ta sama seria j.w. Słaba jest, bo kwiaty mają oczy inne zjawiska pogodowe również. Lilką ja lubi, bo jest tam tęcza.
bardzo fajna książka dla malutkich dzieci (nawet od 3 m.ż.). Cała książka jest zbiorem łowickich wycinanek w prostych kolorach. Ciekawe i ładne!
kartonowy przewodnik po rasach psówJeż
bez tytułu. Ładne ilustracje. Minus za pomylenie kaczki z gęsią.
wałkowana u nas może już od roku?
dwie książeczki o przygodach zwierząt. Mało wyszukane rymy częstochowskie, ale dla 2-latka są ok.
wyciąganka z TK Maxx
nowość u nas. Jeszcze się nie wypowiem, bo w tej samej paczce przyszło
i tylko to teraz jest na tapecie.
prezent od Brunka:)
Lila jest na nią jeszcze za mała, ale czasami lubi ją przejrzeć.
Jedną z form zabawy z muzyką i rytmem są piosenki z pokazywaniem. Lila ma na nie fazę odkąd skończyła rok. Zaczęło się od słynnej „If you happy and you now it…”, później „The wheels of the bus…” i „Head and shoulders”.
Śpiewałam jej te piosenki w domu, w aucie, na spacerze i pokazywałam odpowiednie ruchy. Lilce od razu się spodobało i często mnie prosi żeby jej coś zaśpiewać.
Piosenek z pokazywaniem w naszym ojczystym języku znam tylko kilka i repertuar szybko nam się wyczerpał. Niedawno trafiłam na bardzo ciekawą płytę z muzyką. Jej nazwa to „Śpiewanki pokazywanki”, a wydał ją Muzyczny domek.
Podobają mi się teksty piosenek, a przede wszystkim muzyka i wykonanie. Płyty słuchamy w domu i w aucie. W środku są teksty wszystkich piosenek, co niewątpliwie ułatwia ich naukę.
A teraz kilka faktów terapeutycznych.
Tę płytę wykorzystuje moja przyjaciółka – surdologopeda na zajęciach z logorytmiki z dziećmi z niedosłuchem i bardzo ją chwali.
zobacz też wpis Personalizowane piosenki dla dzieci
W sobotę byliśmy na Saskiej Kępie na Smacznym Targu. Jest to nowa inicjatywa stworzona również przez mieszkańców. Na targu było można dobrze zjeść (z 10 przyczep ze street food), napić się czegoś pysznego (miętowa lemoniada),zrobić eko zakupy, a i dzieci miały szereg atrakcji dla siebie.
W ubiegły weekend organizatorzy stworzyli dla dzieci wioskę indiańską. Były wigwamy, malowanie twarzy i inne wspaniałe atrakcje. A już w najbliższą sobotę na Smacznym Targu będzie dzień francuski. Dzieci będą mogły zagrać w prawdziwe francuskie bule.
Po spędzeniu kilku godzin na Saskiej mogę stwierdzić, że jest to świetny sposób na spędzenie leniwego, sobotniego dnia w gronie rodziny i przyjaciół.
A w Waszych miastach są takie imprezy?Więcej o Smacznym Targu można się dowiedzieć tu
Dziś prezentuję pomoc, która ostatnio robi u nas furorę.
3 paczki ryżu (kaszy, fasoli, mąki /dla hardcorowych mam/ + różne małe skarby + łyżki + małe pojemniki, słoiki = zabawa na 2 godziny.
Kto ma ogród to polecam takie prace na zewnątrz. Sprzątania zero, a jeszcze się doczekacie plantacji ryżu za rok;) Po skończonej pracy zamiatamy podłogę lub włączamy odkurzacz.
Jest to świetna zabawa dla dzieci, które mają nadwrażliwość dotykową w obrębie dłoni. Prace z materiałem sypkim odwrażliwiają skórę.
Dodatkowo dziecko ćwiczy koordynację ręka-oko, precyzję ruchów oraz cierpliwość (swoją i mamy;)
Kiedy dodawaliście komentarze pod postem z konkursem, zachwycałam się każdym Waszym pomysłem. Właściwie daliście innym czytelnikom (z także i mi) wiele pomysłów do wykorzystania w domu z użyciem drukarki. Bardzo Wam za to dziękuję! Ale jak wiecie nagroda jest tylko jedna i razem z firmą HP musieliśmy tego trudnego wyboru dokonać. And the winner is…
„Kochany synku (1rok 3 mies.)… gdybym miała drukarkę HP wydrukowałam bym Ci …cały świat. W cichym domowym zakątku pokazałabym Tobie bogactwa tego świata.W upalny dzień wydrukowała bym Ci niedźwiedzie polarne biegające na puszystym śniegu i pingwiny cesarskie na krze lodu a w Twe łapki włożyłabym kryształki kruszonego lodu…W zimowy, nudny, długi wieczór wydrukowałbym Tobie gorące słońce świecące nad tropikalną plażą a wydruk ten wykleiłabym piaskiem i muszelkami być mógł widzieć, czuć i doświadczać niesamowitych wrażeń. ..Wydrukowałabym Tobie piękne wielokolorowe kwiaty a wydruk spryskała perfumami o kwitowym zapachu być mógł widzieć, czuć i doświadczać piękna tego świata.”
“Kochana córeczko (4 latka)… gdybyśmy miały drukarkę HP wydrukowałabym Ci tęczę i przywiesiła ją Tobie nad łóżkiem byś mogła jej w końcu dotknąć.Wydrukowałbym Tobie każde z twych ukochanych zwierząt którymi się interesujesz, Ty zaś mogłabyś powycinać je i przykleić na swój globus i mogłabyś mogła uczyć się gdzie znajduje się ich środowisko naturalne oraz jakie tereny one zamieszkują.Na suficie przykleiłybyśmy wycięte wydruki wszystkich zagrożonych gatunków ptaków a zawłaszcza tukana tęczodziobego i amadyńca którego uwielbiasz za niesamowicie piękne ubarwienie.Na każdej ze ścian naszego mieszkania przykleiłybyśmy wydruki zwierząt z najróżniejszych zakątków świata. Zostałabyś, tak jak marzysz, podróżnikiem i przyrodnikiem już dziś.Wchodząc do kuchni przeniosłabyś się na Arktykę i mogła podziwiać arktyczne zające, śnieżne sowy, kajguliki, biełuchy czy orki.Łazienkę przemieniłybyśmy w Ocean a tam mogłabyś zachwycać się pięknem błazeneków i papugoryb które prezentują Twój ulubiony kolor a nawędy i połykacze wydrukowane na drukarce Hp mogły by nas nawet przerazić.Amazonię urządziłybyśmy sobie w salonie. Ararauny, drzewołazy, skali kurki i tukany zadziwiałyby nas swoimi kolorami.Ja natomiast, szkraby moje kochane, drukowałabym sobie raz w miesiącu skan Waszych rączek i nóg które tak bardzo UWIELBIAM je całować i tulić by mieć niesamowitą pamiątkę Was samych.I obiecuję Tobie córeczko, że z nową drukarką drukowałabym Tobie OD RAZU wszystko o co zawsze mnie prosisz, bo drukowanie byłoby w końcu miłe i przyjemnie. Nie wiązałoby się z wyciąganiem starej ciężkiej drukarki z szuflady i szukaniem kabli czy wciąganiem papieru„
“Kochana córeczko (4 latka)… gdybyśmy miały drukarkę HP wydrukowałabym Ci tęczę i przywiesiła ją Tobie nad łóżkiem byś mogła jej w końcu dotknąć.Wydrukowałbym Tobie każde z twych ukochanych zwierząt którymi się interesujesz, Ty zaś mogłabyś powycinać je i przykleić na swój globus i mogłabyś mogła uczyć się gdzie znajduje się ich środowisko naturalne oraz jakie tereny one zamieszkują.Na suficie przykleiłybyśmy wycięte wydruki wszystkich zagrożonych gatunków ptaków a zawłaszcza tukana tęczodziobego i amadyńca którego uwielbiasz za niesamowicie piękne ubarwienie.Na każdej ze ścian naszego mieszkania przykleiłybyśmy wydruki zwierząt z najróżniejszych zakątków świata. Zostałabyś, tak jak marzysz, podróżnikiem i przyrodnikiem już dziś.Wchodząc do kuchni przeniosłabyś się na Arktykę i mogła podziwiać arktyczne zające, śnieżne sowy, kajguliki, biełuchy czy orki.Łazienkę przemieniłybyśmy w Ocean a tam mogłabyś zachwycać się pięknem błazeneków i papugoryb które prezentują Twój ulubiony kolor a nawędy i połykacze wydrukowane na drukarce Hp mogły by nas nawet przerazić.Amazonię urządziłybyśmy sobie w salonie. Ararauny, drzewołazy, skali kurki i tukany zadziwiałyby nas swoimi kolorami.
Ja natomiast, szkraby moje kochane, drukowałabym sobie raz w miesiącu skan Waszych rączek i nóg które tak bardzo UWIELBIAM je całować i tulić by mieć niesamowitą pamiątkę Was samych.
I obiecuję Tobie córeczko, że z nową drukarką drukowałabym Tobie OD RAZU wszystko o co zawsze mnie prosisz, bo drukowanie byłoby w końcu miłe i przyjemnie. Nie wiązałoby się z wyciąganiem starej ciężkiej drukarki z szuflady i szukaniem kabli czy wciąganiem papieru„
Gratulujemy! Skontaktuję się z Tobą meilowo:)
o zazwyczaj można liczyć do snu? Barany, owce…
Pomyślałam, że można też liczyć misie!
Plan jak zwykle był świetny…
Zbliża się pora drzemki. Lila zabiera książkę, kocyk i lampkę do swojego łóżka. Kładzie się na poduszce, otwiera książkę, a tam przepiękne ilustracje i historia, która zamiast powoli usypiać coraz bardziej pobudza moje dziecko.
Lilka już nie leży na poduszce, a siedzi i krzyczy „Misie, misie!”. No i cały plan poszedł na marne;) Od dziś już wiem, że ta książka nie jest do usypiania, a do świetnej zabawy! Magali Bardos wymyśliła niesamowitą historię i wcale się nie dziwię, że stała się międzynarodowym hitem.
Magali Bardos – „Liczę do 100” wyd. Babaryba
Lampka – Beaba
Od dawna miałam zamiar napisać ten post. Układałam go sobie w głowie linijka po linijce… Kiedy byłam w jeszcze w ciąży z Lilą było oczywiste, że jak się urodzi będzie spała w swoim łóżeczku. Wydawało nam się to najbardziej naturalne.
Podczas przygotowywania wyprawki nie myślałam jeszcze o pościeli do łóżeczka, poduszkach, ochraniaczach na szczebelki. Pomyślałam, że życie zweryfikuje moje plany.
Kiedy urodziła się Lilka i po tygodniu w końcu wróciłyśmy do domu mogłyśmy robić tak jak uważamy za słuszne. W szpitalu był zakaz spania razem z dziećmi w łóżkach. Pierwsze zdjęcie jakie jej zrobiliśmy w domu było w jej własnym łóżeczku. Jednak niestety ta miejscówka nie przypadła jej do gustu.
i postępowałam tak jak podpowiadał mi instynkt. Kiedy którejś nocy wstałam chyba 5 czy 6 raz żeby wyjąć Lilkę z łóżeczka i półprzytomna nakarmić ją… pomyślałam dość! Musimy spróbować czegoś innego…
Przełożyliśmy się z D. w poprzek łóżka żeby było więcej miejsca i Lila wylądowała między nami. Jak się budziła to karmiłam ją i zasypiała. Wszystko świetnie, tylko niestety po takich nocach nie byłam wyspana ani ja, ani D.
Nie wiem dlaczego, ale siedział w nas paniczny strach, że przygnieciemy Lilkę, nakryje się kocem na głowę i udusi. Ja i tak podczas karmienia nie spałam, bo Lilka mocno ulewała i musiałam to kontrolować. A w czasie kiedy już spałyśmy D. budził się co 15 minut i sprawdzał czy wszystko jest ok.
Aż któregoś dnia, obudziłam się w środku nocy, a Lilka przylegała całą swoją twarzą do mojego brzucha i była pod kołdrą. Wystraszyłam się niesamowicie i od razu ją odłożyłam do łóżeczka.
Po tygodniu spania razem stwierdziliśmy, że to niestety nie jest dla nas. Powoli Lilę oswajałam z łóżeczkiem. Mama mi doradziła żeby wkładać jej do łóżeczka T-shirt, w którym chodziłam cały dzień aby mogła poczuć zapach bezpieczeństwa. Wiecie, że to działało?
Pościeli nie używałam do roku. Zwyczajnie się bałam, że naciągnie sobie kołderkę na głowę. Ochraniacz na szczebelki uznałam za zbędny gadżet, a nawet wydawał mi się niebezpieczny. Miałam przed oczami obraz Lili przylegającej mocno twarzą do mojego brzucha.
Nie wiedziałam też czym ją mam nakrywać. Jedynym sensownym wyjściem wydawało mi się ubieranie jej w body z długim rękawem i pajaca. Aż w końcu odkryłam śpiworki. Świetna sprawa, ogrzewały jej małe ciałko, a ja byłam pewna, że bezpiecznie śpi w swoim łóżeczku.
Lila spała w śpiworkach do roku. Później już była bardzo mobilna i kupiliśmy jej pościel. Po co to wszystko piszę? Żeby pokazać Wam, że trzeba zdać się na instynkt. Nie postępować ślepo według jakichś zasad.
W Polsce firma Gro propaguje bezpieczny sen dziecka. Uważam, że jest to świetna inicjatywa. Na stronie http://bezpiecznysendziecka.pl możecie przeczytać więcej informacji na ten temat.
Pościel i wypełnienie – Ikea
Lampka Pixi – Beaba
Kilka dni temu Lilka skończyła 21 miesięcy. Co nowego działo się przez ten miesiąc? Niewątpliwie był to czas, w którym nastąpił wysyp nowego słownictwa. Lilka mówi już zdaniami.
Wczoraj powiedziała /wymowa orginalna/ – „Gołąby jedzią bułkę”- chodziło o kaczki, ale to szczegół. Czasami jak coś powie to nie mogę powstrzymać się od śmiechu. Sytuacja z wczoraj. Ok 20 pukanie do drzwi. A Lila od razu krzyczy „Kuliel psysedł”.
To byli panowie z administracji, spisywali stan liczników, ale córka przyzwyczajona, że tylko kurier do nas puka od razu podciągnęła odwiedzających pod jedną kategorię. Cały czas, w chwilach ekscytacji, zaskoczenia krzyczy „O maj gad”. Niestety to mój tekst. Ja już tak dawno nie mówię, ale córce tak bardzo się spodobało, że nie myśli o zapomnieniu tych trzech słów.
Zaczyna interesować się kolorami. Ale w jej słowniku istnieją tylko 3: grantowy, czerwony i zielony. Używa ich naprzemiennie, ale raczej rzadko udaje się jej trafić:)
Liczy od dwóch do ośmiu. Robi rurkę z języka. Od wczoraj uwielbia piosenkę „Dzik jest dziki” i prosi nas „Tata, piewaj dzika”. Powoli zaczynają pojawiać się neologizmy (moje ulubione). Na obrazkach są: pralka, zmywarka, lodówka. Obok jest piekarnik. pytam ją „Co to jest?”, a ona pewna siebie odpowiada „Piekalka”- piekarka 😉
Powoli też przyswaja tworzenie liczby mnogiej. W książce widzi Peppę i Georga. Pytam ją „Kto to jest?” a ona odpowiada „Peppy”.
Lilka ma na sobie:-T-shirt Zara
Legginsy Mini Rodini – szarpnęłam się, a co:)