fbpx

10 metod i sposobów, dzięki którym jest mi łatwiej wychowywać dzieci w dobrej relacji

Pod wpisem o przemocy pojawiło się niestety sporo komentarzy, że bez klapsów nie da się wychować dziecka. Jako drugi biegun przedstawiano bezstresowe wychowanie, gdzie doprecyzuję: nie ma żadnych zasad, ani granic. A ja wiem, że po środku jest mnóstwo metod, które służą porozumieniu z dzieckiem i dziś chciałabym Wam o nich napisać.

Rozmowa

Wielu rodziców mówi do swoich dzieci. Nawijają non stop. A ono nic, jak grochem o ścianę. Jest duża różnica między mówieniem i rozmawianiem. Często produkujemy się, dziecko powie „yhy” i już. Nie, to nie działa. Rozmowa, to jest komunikacja, czyli dziecko pyta, odpowiada.

Musi być też zachowany jeden bardzo ważny warunek: ta rozmowa działa tylko wtedy jak mózg dziecka i rodzica nie jest w stresie, czyli np. w czasie trudnej sytuacji dziecko nie słyszy (a nie jak niektórzy myślą „ONO mnie nie słucha”) lekcje wychowawcze zostaną oblane. Natomiast jeżeli zrobimy to kiedy się wszyscy uspokoją, jest bardzo duża szansa, że dziecko to zrozumie. Naprawdę, taka rozmowa przyniesie efekt, a nie w trakcie, kiedy dziecko płacze. Wtedy nie zrozumie nic i do tego powtórzy to zachowanie.

Granice

W każdym społeczeństwie jest wiele granic np. nie przechodzimy na czerwonym, nie chodzimy butami po siedzeniach, nie bijemy innych dzieci. Dzieci nas obserwują – często o tym zapominamy, one szybciej coś zapamiętają jak nas zobaczą w analogicznej sytuacji, niż jak będziemy im o tym tylko mówić.

„Nie wolno” dla małego dziecka jest bardzo abstrakcyjne i zazwyczaj nie działa. Każdą rzecz musimy wytłumaczyć, dlaczego to tak działa. „Nie wolno” to taka prawda ogólna, która jest trudna do zrozumienia, bo od razu budzi pytanie: „dlaczego?”. Często dbamy o dziecka bezpieczeństwo i używamy tego komunikatu jako „alarm”. A przez to chcemy tylko powiedzieć: „Nie chcę żebyś to robił, bo się boję o Twoje zdrowie” np. wkładał palec do kontaktu.

Zrozum swoje dziecko

A wyobraź sobie, że to Ty jesteś dzieckiem. Zamiana roli na chwilę pomaga postawić się w innej perspektywie. Dzieci mają ogromna potrzebę eksplorowania świata, wszystkiego uczą się przez zmysły. Muszą dotykać rzeczy, wkładać do buzi żeby się tego nauczyć. Okaż mu swoje zrozumienie.

Ja często tak właśnie zaczynam. Zniżam się do poziomu dziecka, czyli kucam (naprawdę od razu zmienia się wtedy perspektywa). Szczególnie dobrze ją widać  kiedy wkoło są inni dorośli. Stajesz się mały i bezbronny, a świat jest trochę bardziej przerażający. Kiedy patrzysz na dziecko twarzą w twarz (kucając, bo schylając się tego nie poczujesz, a zabolą Cię plecy) dostrzeż o wiele więcej niż, jak mówisz do niego z góry. Kontakt wzrokowy pomaga bardzo w zrozumieniu tego, co się dzieje w tej małej głowie.

Tłumaczenie

Trochę nawiązuję tu do punktu pierwszego, ale rozwinę to oddzielnie. Kiedy coś chcecie wytłumaczyć ważnego swoim dzieciom tak żeby „aż poszło im w pięty” i zapamiętały to do końca życia to zróbcie to najbardziej spokojnym i przyjaznym głosem, jaki tylko potraficie z siebie wydobyć, czyli wtedy jak emocje opadną, bo mózg nie uczy się w stresie. A do tego językiem prostym dla wieku.

Z doświadczenia i z teorii wiem też, że nie działa za bardzo mówienie jakiego zachowania nie chcemy: „Nie biegaj”, „Nie maluj po ścianach”, „Nie krzycz” itd. po takim zwróceniu uwagi dziecko nie wie co ma robić. Wiem, że Wam się to wydaje oczywiste, ale tak nie jest. Dziecko potrzebuje konkretu:

„Nie biegaj” – „Stój spokojnie”

„Nie stukaj w ścianę” – „Możesz stukać w podłogę”

„Nie maluj po ścianach” – „Masz kartkę i po niej rysuj”

„Nie krzycz” – „Mów ciszej”

Często pomagają też porównania, które dzieci lubią np. bądź cichutko jak myszka (powiedz to szeptem).

Zamiast „Pospiesz się” – bądź szybki jak gepard.

Podobno też mózg myśli obrazami i kiedy mówimy „Nie jedz tego cukierka” to od razu myślimy o tym cukierku, albo „Nie biegaj” to widzimy siebie biegnącego.

W takich sytuacjach nerwowych, jak wychodzenie z domu na czas, albo braku chęci do działania dobrze się sprawdzają słowa klucze np. „Ubierz się”, „Buty”, „Zęby”.

Często też zapominamy, że na wychowanie dorosłego człowieka mamy 18 lat. Nie wszystko musimy wytłumaczyć dzieciom w pierwszych 3 latach życia.

To co mnie wkurza

To czego nie akceptujesz u siebie, nie akceptujesz też u dziecka. Czasem to w nas tkwi problem, a może mamy zakorzenione z dzieciństwa niekoniecznie szkodliwe zachowania. Każdy z nas ma takie zachowania, które doprowadzają nas do szału i chcemy jak najszybciej je wyeliminować, wtedy jak zwykle działa nasz gadzi mózg, którym rządzą emocje i zachowujemy się nie do końca racjonalnie.

Najważniejsze jest to, żeby mieć świadomość tych sytuacji. Jeżeli je sobie uświadomisz (możesz wypisać) to będzie Ci się zapalała lampka już odrobinę wcześniej. Warto to przemyśleć i nauczyć się z tym radzić żeby nie wybuchnąć.

Dziecko to mały człowiek, ale wciąż człowiek

Rozmowa jak równy z równym (prosto w oczy, na kucaka lub na kolanach) da o wiele więcej niż wyśmiewanie, porównywanie ( do innych dzieci) lub szantaż. Ha, to ostatnie sama tez kiedyś w desperacji próbowałam. To zadziała rad, dwa, trzy – za 10 nie zadziała, bo dziecko będzie chciało więcej.

Co było gdyby mąż do Ciebie mówił „Jak pozmywasz naczynia, to możesz obejrzeć serial”. A jak tego nie zrobisz to nie. Co jest wtedy w Twojej głowie? „Jestem nikim”. Tak samo myśli dziecko, ale pozornie jest w stanie się z tym zgodzić, bo chce coś na czym mu zależy.

„Jak nie założysz butów, to nie pójdziesz na podwórko” a gdyby tak:

Pokazać, że coś następuje po czymś:

„Jak tylko założysz buty, to pójdziemy na podwórko”.

„Jak nie zjesz obiadu, to nie dostaniesz deseru”

A może: „Po obiedzie będzie deser”.

A jeżeli proponujemy takie dobra jak: bajka, słodycze itp. w zamian za zachowanie takie jak chcemy to po jakimś czasie to nie zadziała, bo to spowszednieje i nie będzie atrakcyjne.

Sporo jest takich zwrotów, nad którymi warto się zastanowić, ale jednym z nich, który ja teraz eliminuję ze swojego słownika to „nie”. Oh, jakie przyjemniejsze jest dzieciństwo moich dzieci, jak używam go zdecydowanie mniej. Zauważyłam to na filmie, który nagrywałam mimochodem i chyba w 3 zdaniach usłyszałam z moich ust:”Tego nie możesz, tak nie idź i nie mogę teraz.” Posłuchałam tego i byłam w szoku. Żeby ktoś tak do mnie mówił, to bym chyba go wysłała na drzewo.

Nazywaj emocje i pozwól dziecku płakać

A będzie płakało zdecydowanie mniej, bo jeszcze nikt nie przestał płakać od „Nie płacz”. Cały tekst o płaczu napisałam Pozwólcie dzieciom płąkać

Krzykiem niczego nie załatwisz

Kiedy krzyczysz, to mózg dziecka jest w stresie=nie rozumie dokładnie co mówisz. Jeżeli to samo powiesz później, to jest o wiele większa szansa, na to, że to zrozumie. Z mojej pracy w placówkach Montessori wyniosłam jeden bardzo ważny nawyk – w domu jak nic się nie dzieje, mówię półszeptem.

Robię to też dlatego, że nie lubię hałasu i widzę, że moje dzieci mnie naśladują. Efekt jest taki, że mało krzyczą i podnoszą głos. Kiedy coś chcę żeby zrobiły to wystarczy, że odrobinę powiem to głośniej. Nie muszę krzyczeć. To naprawdę działa, spróbujcie. Oczywiście, zdarza mi się krzyknąć, ale pracuję nad sobą.

Wspieranie samodzielności

Wiele złości i frustracji wynika z tego, że dzieci nie chcą robić tego, co my chcemy w zakresie samoobsługi: mycie zębów, ubieranie się, sprzątanie itp. Jak sprawić, żeby ubieranie, czy mycie zębów nie było dla całej rodziny trudne? Od małego najlepiej jest wspierać samodzielność – na tyle ile jest to możliwe. Dziecko, które potrafi się samo ubrać, czy też obsłużyć będzie mniej się denerwowało przy takich czynnościach.

Odpuść

Często, my – rodzice zafiksujemy się na jakiejś czynności i za wszelką cenę nie chcemy odpuścić. W sytuacji stresowej tym bardziej nie odpuszczamy. Ale kiedy emocje opadną, zastanówcie się czy warto. Być może jest to rzecz naprawdę błaha. Pamiętam jak kilka lat temu toczyliśmy poranne boje o ubrania. Był płacz, zgrzytanie zębami i moje nerwy.

Każdy dzień zaczynaliśmy tak samo. Próbowałam różnych metod: szykowaliśmy ubrania wieczorem, a i tak to nie pomagało. W końcu stwierdziłam, że naprawdę szkoda tych nerwów i nie wiem po co tak się na tym fiksuję. Od tej pory córka ubiera się sama. Obawiałam się tego, bo się bałam, że będzie wybierała ubrania nieodpowiednie do pogody. Mało tego, jak dałam jej wolność w tym temacie, to ona i tak za każdym razem jak się ubierze to i tak pyta czy jest ok. Do tego jest otwarta na zmiany. Tak mało, a tak dużo to dało.

Nie stosuję kar i nagród

One działają tylko na krótką metę. Pisałam o tym Czy da się wychować dziecko bez kar i nagród

Dziękuję

Zamiast chwalić  pod niebiosa – dziękuję. Wzmacniam pozytywy przez miłe słowa. Staram się w miłej i przyjaznej atmosferze uczyć dzieci (nie lubię słowa dyscyplina), ale tak właśnie jest. Jak dziecko mi coś przyniesie o co prosiłam, to dziękuję. Jak mi powie coś miłego, to też dziękuję. Bardzo dużo w moim rodzicielstwie jest tej zwykłej wdzięczności.

Pracuję nad sobą

Skąd mieć siły na te wszystkie tłumaczenia, rozmowy, awantury, płacze i złości? Trzeba też trochę dbać o siebie – widzę, że jak mam długo niezaspokojone swoje potrzeby, to nie mam siły na bycie takim rodzicem, jakbym chciała np. jeżeli nie wypiję kawy albo nie mam 15 minut tylko dla siebie.

Zdaję sobie sprawę, że ktoś, kto nie kończył studiów pedagogicznych, ani za bardzo nie interesuje go ta tematyka może mieć trudności ze zrozumieniem tego wszystkiego. Mi to zajęło 13 lat. Ale znam rodziców, którzy chcą się uczyć i zgłębiać wiedzę na ten temat- z bardzo pozytywnym skutkiem:)


Jeszcze raz patrzę na te wszystkie moje metody i spróbuję pokazać ich źródło. To taki miks, który pozwala mi na odnajdywanie się w rodzicielskim świecie. Żadnej z tych metod nie stosuję w 100% – po prostu wybieram to, co podpowiada mi serce i moje dzieci.

Metody, z  których czerpałam najwięcej:

  • Montessori: brak kar i nagród, szacunek do pracy dziecka, samodzielność, kucanie, mówienie szeptem. Jeżeli chcecie przeczytać, coś bardzo ciekawego to kliknijcie TUTAJ
  • NVC – Komunikacja bez przemocy – stosuję w życiu codziennym – szczególnie  w relacji z mężem TUTAJ książka Tu szerszy wpis o NVC
  • Pozytywna dyscyplina – stosuję ją zupełnie nieświadomie, nie czytałam żadnej książki, ale znam założenia i wiem, że są podobne, że da się dziecko dyscyplinować w przyjazny sposób
  • Self-reg – metoda, która pozwoliła mi się przestać złościć i zrozumieć płacz dziecka. Byłam też na warsztatach u autora. Pisałam o tym Pozwólcie dzieciom płakać. Bardzo polecam książkę  TUTAJ
  • Jesper Juul i jego książki: „Nie z miłości” i „Twoje kompetentne dziecko” TUTAJ
  • „Kiedy Twoja złość krzywdzi dziecko” – ważna pozycja do przeczytania TUTAJ
  • „Jak mówić żeby dzieci nas słuchały, jak słuchać żeby dzieci do nas mówiły” – jeżeli jeszcze nigdy nic nie czytaliście z poradników dla rodziców to bardzo je polecam: TUTAJ
  • Agnieszka Stein i jej książki TUTAJ
  • Blog Małgorzaty Musiał i książka „Skrzynka z narzędziami dla współczesnej rodziny” TUTAJ

SMARTPARENTING - nebule.pl dla rodziców, którzy chcą wiedzieć więcej

Zawsze pierwszy podnosi rękę ten, który się boi

A boi się, że jeżeli nie zareaguje to dziecko wejdzie mu na głowę. Jest słaby i boi się naruszenia swojej pozycji w rodzinie. Nie widzi innych opcji żeby jego dziecko nauczyło się, że „nie wolno”. Ma złudzenie, że to działa, bo przecież rodzice tak samo ze mną postępowali. I co? Na ludzi wyrosłem.

Jeżeli ta osoba była bita w dzieciństwie i jako dorosła uważa, że klapsy to dobra metoda wychowawcza, to nie wyrosła na ludzi.

Przemoc słowna i cielesna powoduje nieodwracalne zmiany w zachowaniu i osobowości. Dziecko akceptuje to, że może być poniżane i bite. Będzie pozwalało innym na przekraczanie jego granic. Samo również najprawdopodobniej dopuści się takich czynów albo na sobie albo na otoczeniu. Przemoc w rodzinie zmienia biochemię w mózgu i powoduje trwałe szkody, które są dziedziczone. Te doświadczenia zapisują się w epigenetycznym kodzie.

Te zmiany przechodzą na kolejne pokolenie  i dlatego bite dzieci, jako dorosłe również mogą się tego dopuścić.

Myślałam, że nigdy nie będę musiała pisać tego tekstu, no bo kto w dzisiejszych czasach bije jeszcze dzieci? Jak się okazuje – prawie połowa społeczeństwa. A większość z nich uważa, że klaps to nie bicie. Szturchanie, ciąganie za ręce, popychanie – też nie.  Rodzice nie mają absolutnie żadnego pojęcia jak taki „klap” w tyłek działa. Nie zastanawiają się nad konsekwencjami tylko widzą efekt – dziecko mnie słucha. A to co się dzieje w jego głowie, to już jest nieważnie.

Zdarzyło mi się szarpnąć dziecko, bo leciało na głowę z wysokich schodów. Tak zwana siła ochronna – gdybym nie złapała (a na pewno mój chwyt bolał) to już widziałam jak się obija o każdy kolejny schodek. To było w dobrej wierze. Po tym incydencie wszystko we mnie buzowało, byłam tak zdenerwowana, że nie wiedziałam co robić. Pierwszy odruch to była ogromna złość na dziecko, że tam polazł(takie słowa uruchamia mózg w stresie!), nie słuchał się, a wołałam. Mimo tego, że NIGDY nie podniosłam ręki na żadne z dziećmi, to wtedy naprawdę coś mi z tyłu głowy mówiło, że normalnie bym wlała. Potrzebowałam wyładować gdzieś ten stres, złapałam go i z całej siły…

przytuliłam. Nigdy bym sobie tego nie wybaczyła. NIGDY.

Niektórzy mogą mieć złudne wrażenie, że taki klap w tyłek (lekki) też jest w dobrej wierze, bo chcemy dobrze. Jak napisałam wyżej – robimy dziecku krzywdę.

Pozostaje rana na całe życie

Przemoc zaburza prawidłowy rozwój dziecka. W jego ciele wytwarza się hormon stresu, który hamuje harmonijny rozwój. Zmiany wywołane przez zbyt dużą ilość hormonu stresu zahamowują rozwój komórek tkanki nerwowej w mózgu, a także znacznie osłabiają układ odpornościowy. Dzieci częściej chorują.

Przestają tworzyć się połączenia mózgowe, a strukturalne i funkcjonalne zmiany w mózgu przypominają te, które zaobserwować można u dorosłych cierpiących na depresję.

„Ale przecież zachowanie po klapsie się poprawia”

To tylko złudzenie – dziecko żyje w stałym stresie, że znów je dostanie. Nadal nie rozumie, co zrobiło źle, ale jego instynkt zachowawczy mówi mu, że ma tak nie robić. Niestety przez to, że NIC nie wyniosło z tej lekcji będzie nadal postępować tak, że na klapsa znów zasłuży. A wszystko dlatego, że RODZIC nie wie jak mu to wytłumaczyć, więc robi to ręcznie.

Nawet jeśli po wymierzonym klapsie będzie tłumaczył, że „tak nie wolno, bo to i tamto” to i tak dziecko tego nie zrozumie i nie wyciągnie z tego lekcji. Wiecie dlaczego?

Bo mózg nie uczy się w stresie

Uczy się tylko wtedy kiedy jest miło i przyjemnie, a kiedy jest nerwowo się wyłącza. Dlatego dzieci z takich lekcji nie wyciągają ŻADNYCH wniosków. W stresie u wszystkich ludzi aktywuje się MÓZG GADZI, który jest odpowiedzialny za reakcję walki lub ucieczki. Małe dziecko, które nie jest w stanie walczyć z rodzicem, będzie uciekało. I nie mówię tu o fizycznym przemieszczaniu się, tylko będzie obojętne, nieobecne i ABSOLUTNIE nic się nie nauczy. Być może nie zrobi tego znów, bo będzie się bało klapsa, ale już w analogicznej sytuacji zrobi podobnie, bo nie będzie wiedziało, że to jest złe.

Najgorzej jest dać tego pierwszego klapsa. Wtedy coś pęka – relacja jest wtedy zerwana i jest bardzo duża szansa, że dziecko to zapamięta do końca życia. Nawet kiedy samo będzie już rodzicem to właśnie w stresowej sytuacji ze swoim dzieckiem może odruchowo chcieć podnieść na nie rękę. Tak działa MÓZG GADZI – najbardziej prymitywny.

Są jednak osoby, które przerwały to błędne koło i mimo tego, że same przemocy doświadczyły – definitywnie z nią skończyły. Tym osobom naprawdę należą się słowa uznania, bo te zachowania są mocno zakorzenione w mózgu i wychodzą w sytuacji stresowej.

O tym, że klapsy i przemoc (słowna) są złe – wie wiele ludzi, jednak sporo z nich nie widzi INNYCH metod wychowawczych i ich nie szuka. Widzą efekt, więc to działa. A co się dzieje w głowach dzieci, to juz nieważne.

Niestety wciąż wiele osób myśli, że dzieci są złe. Złe z natury: chcą nam zrobić na złość, na przekór, robią coś specjalnie po to tylko żeby nas zdenerwować albo przetestować. Zachowują się najgorzej, bo …. (wstaw, co chcesz).

A ja Ci powiem dlaczego.

Dzieci proszą o miłość i uwagę w najmniej przyjemny sposób.

Tak, to niestety prawda.

Dziecko nie przyjdzie i nie powie:

„Hej mamo, zostaw ten telefon i zajmij się mną”. Tylko weźmie nożyczki i potnie zasłony.

Albo

„Ej tato, no weź nie wracaj tak późno z pracy”. Tylko pobiję brata, bo wtedy tata ze mną pogada.

Albo

„Mamo, porozmawiaj ze mną o moich problemach” Tylko pójdę na piwo z koleżankami, bo one mnie słuchają.

Im bardziej wyskokowe są te wybryki, tym bardziej dziecko błaga o uwagę. Tak, dziecko może wybiegać na ulicę po to żeby zwrócić na siebie uwagę, aby było bardziej obecne w Twoim życiu.

Te wszystkie złe zachowania to często błagalne prośby o miłość i uwagę.

Dziecko, które ma to wszystko pod dostatkiem, będzie wychowane w ciepłej relacji bez przemocy, będzie przejawiało mniej takich zachowań. (Chyba, że jego układ nerwowy nie będzie w pełni prawidłowo funkcjonował i może mieć zaburzenia SI – pisałam o tym wpis Gdybym urodziłą się 5 lat temu).

„Klaps” i wychowanie przez kary cielesne skreśla wiele w życiu dorosłym. Nawet ostatnio trafiłam na dwie publikacje,  w których jest doskonale pokazane, jak przemocowe dzieciństwo wpłynęło, na to, kim są. Polecam obejrzeć serial: „Patrick Melrose” i przeczytać książkę Kasi Nosowskiej „AJa żem jej powiedziała”.

Nie sztuką jest napisać, że coś jest złe. Dlatego w następnym poście napiszę, co można zrobić żeby wychować dziecko z szacunkiem, tak aby wyrosło na dobrego człowieka – bez kar, bez szantażu i co najważniejsze bez przemocy.

SMARTPARENTING - nebule.pl dla rodziców, którzy chcą wiedzieć więcej

Nasze wielkie, węgierskie wakacje

  • WĘGRY
  • 12  min. czytania
  •  komentarze [46]

Dziś wpis dla wszystkich, którzy rozważają Węgry. Kompletna lista miejsc które odwiedziliśmy – gotowa lista inspiracji. W tym poście zebrałam wszystko: miejsca gdzie spaliśmy, restauracje i atrakcje. Postaram się opisać je jak najdokładniej żebyście mieli gotową, ciekawą trasę na wyjazd.

Dlaczego Węgry? 

Ten filmik powie wam wszystko:):

W tym wpisie opisałam to, co nas tam ciągnie, czyli: jedzenie, bliska odległość, źrodła termalne, ciekawe atrakcje dla rodzin z dziećmi. Jeżeli jeszcze się wahacie, to przeczytajcie ten wpis.

10 powodów, dla których warto odwiedzić Węgry

Jeżeli szukacie czegoś blisko to bardzo Wam polecę okolice Miskolca. W tym wpisie poniżej macie wszystko:)

Węgry z dziećmi

A teraz przechodzimy do naszego wyjazdu. Bardzo chcieliśmy znów tam pojechać, dlatego zdecydowaliśmy się na objazdówkę. To był strzał w dziesiątkę – zobaczyliśmy bardzo dużo, dzieci były zachwycone różnorodnością, a my zrobiliśmy też rekonesans, gdzie warto następnym razem przyjechać na dłużej. Nasza podróż trwała 16 dni i tak jak zawsze zaczęliśmy od Rzeszowa, gdzie mamy dziadków.

Wybieraliśmy różne miejsca, tak żeby zobaczyć jak najwięcej.

W sumie przejechaliśmy około 2000 km. Tak wyglądała nasza trasa. Pomiędzy jednym a drugim miejscem mieliśmy od 50 do 100 km, więc niedużo.

ETAP 1

Wieczorem wyruszyliśmy do Rzeszowa, tam spędziliśmy u dziadków 2 dni i rano wyjechaliśmy na Węgry. Droga do granicy jest dość mocno uczęszczana, a do tego wąska. Nie pojedziecie tam zbyt szybko. Ale jak tylko przekroczycie granicę to jedzie się super.

Prawie cały czas jest dwupasmówka. Tylko w jednym miejscu jest mała serpentyna, ale później już jest prosta droga. W połowie drogi zatrzymaliśmy się restauracji, którą odwiedziliśmy poprzednim razem i skradła nasze serca. Warto tam się specjalnie zatrzymać. Jest w miejscowości Encs, ok 40 km od Miskolca.

Anyukám Mondta 

Pod wieczór dotarliśmy do naszego pierwszego noclegu.

RADA: wybraliśmy trochę za długi odcinek na początek. Lepiej by było zatrzymać się np. w okolicach Egeru lub nawet w Miskolcu. Chociaż jechaliśmy długo to dzieci zniosły podróż świetnie. Ale następnym razem inaczej bym to zaplanowała. Na końcu wpiszę Wam fajne miejsca, które mam w swoim sekretnym folderze „Do odwiedzenia”.

Północ Balatonu – region Kali-medence

Nie ukrywam, że jest to najpiękniejszy region Węgier, jaki do tej pory widziałam. Chciałabym kiedyś przyjechać tam na dwa tygodnie i poruszać się tylko w tym regionie. Wszędzie jest przepięknie, są pagórki, na których winorośle wznoszą się do słońca. Najlepsze jedzenie jadłam właśnie tam. Każda miejscowość wygląda, jak z pocztówki. Piękne domy, wspaniałe restauracje i ludzie z południowym trybem życia. Bardzo żałuję, że byliśmy tam tak krótko, bo się nie nasyciłam.

Noclegi: ten spędziliśmy w miejscowości Zánka nad Balatonem.

FÜGEKERT Bed & wine – przyjemna agroturystyka z klimatycznymi pokojami. Właściciel bardzo pomocny i wesoły (na rezerwacji zobaczył wiek dzieci i kupił im książki dostosowane do ich umiejętności). Rano śniadanie wszyscy jedzą na tarasie. Pięknie i smacznie, chociaż mojemu mężowi brakowało typowych dań. Ale ja byłam zachwycona. Dla dzieci jest mały plac zabaw i hamak.

Rano jak wstaliśmy to chcieliśmy pojechać do Aquaparku (KLIK) na cały dzień do Balatonfüred (około 20 km od Zanka). Niestety okazało się, że Annogora jest czynna od 14.06 do 2.09, więc nie mogliśmy skorzystać.

Tuż obok aquaparku jest Sun City – miasteczko do którego weszliśmy przenosząc się w czasie. Chatki i zabudowania wyglądały na Egipt, a nie Węgry. Okazało się, że wieczorem odbywają się tam imprezy. Ale miejsce jest naprawdę wyjątkowe.

Później specjalnie pojechaliśmy do znanej piekarni: Peklany (KLIK). Pieczywo z tej piekarni śni mi się po nocach. Kupiliśmy pyszne cynamonowe csiga (czyli ślimaki) i dużo innych specjałów. Węgrzy potrafią robić obłędne pieczywo, ale trzeba wiedzieć gdzie. Piekarnia jest czynna w soboty dość krótko, więc sprawdźcie godziny.

W tej miejscowości jest też świetna restauracja: 

Bistro Sparhelt

Później pojechaliśmy do Tihany pozachwycać się najpiękniejszym widokiem na Balaton. Miejscowość jest typowo turystyczna, więc zobaczyliśmy, co chcieliśmy i pojechaliśmy dalej. Mieliśmy jeszcze pójść na plac zabaw (wpiszcie w google Tihany jatszoter), ale dzieci były głodne, więc pojechaliśmy na obiad.

W Kali-medence jest jedna wioseczka (Koveskal), która ma absolutnie doskonałą restaurację (mają też nocleg) Kővirág. Musicie jednak pamiętać żeby do Kovirag zadzwonić z rezerwacją na obiad. To miejsce to jest absolutny majstersztyk pod każdym względem: jest pięknie, przepysznie i jest znakomita obsługa. Kiedyś na pewno tam wrócimy.

Miałam zapisanych kilka miejsc z tego regionu i chciałam koniecznie je odwiedzić.

Na lody pojechaliśmy do wioski obok. Kő fagyi? (KLIK) to niesamowite miejsce. Wchodzi się jak do kogoś na podwórko na wsi i jesz je na murku. Lody były przepyszne. Mój mąż delektował się lodami o smaku białego wina. Czynne jest tylko w weekendy!

Jak już byliśmy tak blisko to podjechaliśmy do pubu Káli-kapocs (KLIK). Bardzo ciekawe miejsce – pub w stylu „ruin bars”. Weszliśmy zobaczyć i bardzo nam się podobało.

Później pojechaliśmy do naszej miejscowości Zanka (5 km od Koveskal) i poszliśmy na plażę.

Jest tam plac zabaw i sporo zieleni

Na koniec dnia poszliśmy na piechotę z Fugekert do restauracji na kolację. Pięknie położona na wzgórzuNeked Főztem Zánka gasztrokocsma (KLIK). Była muzyka na żywo, pyszne jedzenie, zachód słońca i świetna łódka dla dzieci. Spędziliśmy tam świetny czas:)

To było pierwszy bardzo intensywny dzień, który można by było rozłożyć na kilka dni. Ale tak byliśmy głodni wrażeń, że chcieliśmy tego wszystkiego spróbować!

Rano (niedziela) spakowaliśmy się i pojechaliśmy na klimatyczny, okoliczny węgierski targ, który jest tylko w niedzielę KLIK. Pojedliśmy specjałów, pooglądaliśmy różne ciekawe rzeczy i pojechaliśmy dalej.

Zmierzaliśmy na zachód Balatonu, więc po drodze chcieliśmy się zatrzymać w ciekawym miejscu

Padło na Hévíz i jezioro termalne (największe w Europie KLIK). Pomysł wydawał nam się wspaniały – spędzimy w ciepłej wodzie kilka godzin i pojedziemy dalej. Całość wyglądała imponująco – plac zabaw, zacienione miejsce na trawie na koc, sporo ludzi. Czar prysł jak Daniel wszedł do wody.

Cieplutka woda była wspaniała, ale niestety było głęboko. Całe jezioro (z jednym małym wyjątkiem) ma głębokość około 2,8 m. Z dwójką dzieci było naprawdę ciężko – cały czas musiałby pływać. Węgrzy przychodzą ze swoimi makaronami, które unoszą ich na wodzie. Ale jednak z małymi dziećmi to nie był dobry pomysł. Znaleźliśmy jedno miejsce na środku jeziora, do którego wchodzi się przez budynek, gdzie był wstawiony niewielki płytki basen. Polecam to miejsce do wypróbowania, ale nie z małymi dziećmi.

Na obiad poszliśmy w Heviz do Brix Bistro. Było bardzo smacznie i miło.

ETAP 2

Na kolejny nocleg wybraliśmy Kristinus Borbirtok (KLIK), czyli hotel przy winnicy. W tym miejscu nie było nic, a nic dla dzieci, ale tak jak rozmawiam z mężem to właśnie tam najbardziej odpoczęliśmy – przepyszne wino i jedzenie w stylu fine dining. Dzieci biegały przy tarasie, zbierały kamyki i się cieszyły.

Byliśmy tam tylko jedną noc i rano ruszyliśmy dalej. Nasz kolejny cel to był Pecs, ale po drodze zatrzymaliśmy się w bardzo niepozornej miejscowości Kaposvar. Chcieliśmy skorzystać z aquaparku w tym mieście.

Spędziliśmy w nim kilka godzin – było po prostu świetnie!

Dla dzieci są dwa brodziki ze zjeżdżalnią i  mini fontanną. Dla starszych są inne atrakcje. Są też baseny na zewnątrz. TUTAJ więcej o tym miejscu. Po tej miejscowości nie spodziewałam się wiele, ale jak weszliśmy do miasta, to okazało się, że jest pięknie! Ogromne wrażenie zrobiły na mnie alejki z platanami, które tworzyły tunele. Zaprakowaliśmy właśnie w takim przy fajnej kawiarni .

Znalazłam też niesamowitą cukiernię, ale już nie mieliśmy czasu żeby tam pójść: Gardann 

ETAP 3

Pécs – miasto, w którym zakochałam się od pierwszego wejrzenia! Przechodząc koło kolorowych fasad miałam wrażenie, że jestem w Hawanie (tylko na Kubie wszystko jest zniszczone, a tu nie). Pecs jest jak z innej bajki. Na środku rynku jest ogromny meczet, na budynkach widać motywy muzułmańskie. A samo miasto jest położne na wzgórzach.

Zatrzymaliśmy się w bardzo klimatycznych apartamentach Adele apartments. To był strzał w dziesiątkę – apartament przepiękny z aneksem kuchennym bardzo blisko rynku. Bardzo Wam je polecam!

W Pécsu byliśmy kilka dni i było wspaniale. Odwiedziliśmy Zsolnay Negyed, czyli tereny fabryki porcelany. Miejsce tak genialne, że byliśmy tam cały dzień. W jednym miejscu macie 5 placów zabaw, zapierające dech w piersi mozaiki, małe centrum podobne do warszawskiego Centrum Nauki Kopernik. A wszystko w pięknym otoczeniu.

Jednego przedpołudnia wybraliśmy się do Villánykövesd – to mała bardzo klimatyczna wioska z malutkimi winnicami. Na przeciwko tych białych budynków jest plac zabaw, więc każdy będzie zadowolony. Tuż obok jest bardzo klimatyczna wieś Palkonya z restauracją z pysznym jedzeniem Palkonyha.

W Pecsu jest jedno miejsce, gdzie jest przepięknie, jest pyszne jedzenie i kawa, a do tego jest kącik z zabawkami dla dzieci (śniadania i lunche, czynne do 15). Bardzo miło wspominam Reggeli.

Etap 4

Po kilku dniach w mieście pojechaliśmy na wieś. Naszym kolejnym noclegiem było Apponyi Kiskastély natur minihotel. Po drodze z Pecsu zatrzymaliśmy się w świetnej restauracji Almalomb. Restauracja położona na polanie nad maleńkim strumykiem skradła nasze serca. Wszystkie produkty są regionalne, robione przez kucharzy. Majstersztyk! Obsługa bardzo kidsfriendly i mówiąca po angielsku.

Po południu dojechaliśmy do Apponyi. To miejsce jest jak z innej bajki, trochę przypomina Pana Tadeusza, a trochę Toskanię. Piękne, zadbane miejsce idealne na wypoczynek. Jest tam mały plac zabaw dla dzieci i basen z podgrzewaną wodą na zewnątrz. Jedzenie bardzo regionalne, ale smaczne.

Na terenie jest mnóstwo drzew i kwiatów, a co za tym idzie było sporo owadów, które niestety dość mocno pokąsały nam dzieci. Piszę o tym otwarcie, bo może to naprawdę utrudniać pobyt. Nie mam pojęcia, dlaczego akurat tam tak było. Może o innej porze roku byłoby lepiej?

Etap 5

Po dwóch nocach na wsi ruszyliśmy do Budapesztu autostradą. Tego dnia padał deszcz, więc od razu pojechaliśmy do centrum do Mini polisz – to sala zabaw dla dzieci, gdzie można bawić się w różne zawody. Było fantastycznie! 3 h zabawy kosztowały całą rodzinę około 100 zł, a dzieci nie chciały stamtąd wychodzić.

Niestety to była sobota, a do tego brzydka pogoda, więc ludzi było mnóstwo. Jeżeli będziecie planować odwiedzić to miejsce, to zróbcie to w tygodniu rano.

Później pojechaliśmy do hotelu

Pewnie zapytacie, gdzie się zatrzymaliśmy. Otóż mój mąż marzył o tym, żebyśmy się zatrzymali w Hotelu Gellert. Bardzo starym, który pamięta dawne czasy. Faktycznie, jest klimatyczny, ale dość zniszczony. Najlepsze okazało się na miejscu, jak już weszliśmy do pokoju. Hotel Gellert jest miejscem TYLKO dla dorosłych.

Mój mąż nie wpisał dzieci, bo na bookingu podaje wtedy dwa pokoje. Tak więc przez 3 dni udawaliśmy, że nie mamy dzieci;) Żartuje, po prostu staraliśmy się żeby dzieci nie biegały, nie krzyczały itp. Oczywiście to było bardzo trudne i frustrujące. Sam hotel ma swój klimat i przepiękne termy. Myślę, że jest to miejsce na wyjazd bez dzieci lub z mamą.

Pośrodku widok z balkonu hotelowego

Następnego dnia poszliśmy na termy hotelowe. Goście mają zniżkę 50%, ale i tak zapłaciliśmy około 40 euro. Byłam zachwycona zdjęciami term, które widziałam w sieci i miałam duże oczekiwania wobec tego miejsca. Okazało, że to nie jest miejsce dla nas. W środku była zimna woda, a na zewnątrz basen z ogromnymi sztucznymi falami, których moje dzieci się bały. Pomoczyliśmy się trochę w najmniejszym ciepłym basenie i lekko zawiedzeni ruszyliśmy na obiad.

W Budapeszcie już byliśmy kiedyś z dziećmi i nie chcieliśmy powielać miejsc. Możecie przeczytać o nich tutaj:

Budapeszt z dzieckiem

Tym razem spaliśmy w tym hotelu też ze względu na lokalizację: tuż obok góry Gellerta. Na samej górze są przepiękne widoki, a do tego 3 absolutnie rewelacyjne place zabaw. Jeden ze zjeżdżalniami i trampolinami, drugi z kredkami, a trzeci z postaciami z bajki Vuk (na przeciwko są też pyszne lody). W Budapeszcie jest chyba ze 20 placów zabaw, które są unikatowe.

Wasze dzieci i Wy będziecie zachwyceni!

Kolejnego dnia wybraliśmy się przez most na piesze zwiedzanie i delektowanie się miastem. Przeszliśmy przez most na stronę Pesztu. Miałam tam zapisanych kilka miejsc, które koniecznie chciałam odwiedzić.

Na początku legendarne lody w kształcie róży. Gelarto rosa to pyszne lody, które są małym dziełem sztuki. Dużo smaków jest bez mleka i alergenów, więc warto się tam wybrać.

Zjedliśmy lody i pospacerowaliśmy koło katedry. Poszliśmy dalej w poszukiwaniu wrażeń. Później zatrzymaliśmy się na obiad w chyba najlepszej restauracji, w jakiej byłam w Budapeszcie. Miałam ją zapisaną na swojej liście. Börze to miejsce wyjątkowe! Pyszne i niedrogie jedzenie, a do tego piękne wnętrza.

W tej okolicy jest jeszcze piekarnia i kawiarnia Artizan, gdzie warto wstąpić. Niestety byliśmy tam w niedzielę i było zamknięte. Przeszliśmy obok budynku parlamentu i na koniec zawitaliśmy na plac zabaw w Olimpia Park – super miejsce na kilka godzin zabawy. Jak tam będziecie to weźcie ubranie na zmianę, bo jest tam mini wodny plac zabaw.

Na przeciwko placu zabaw jest bardzo fajna restauracja z kącikiem dla dzieci Magnet.

W Budapeszcie jest mnóstwo miejsc dla dzieci

żeby je wszystkie odwiedzić to trzeba tam być z dwa tygodnie. Tutaj macie link do najlepszych atrakcji w Budapeszcie po angielsku, których ja nie opisałam:

15 things to do in Budapest with kids

Na blogu tej mamy możecie znaleźć też inne perełki np. takie place zabaw:

8 megújult játszótér Budapesten, amit már nagyon vártunk!

Aż żal, że w pl nie ma takich (poza węgierskim, o którym pisałam Węgierski plac zabaw)

Etap 6

Po 3 dniach ruszyliśmy dalej na północ. Po drodze zatrzymalismy się na plaży w Lupa Strand w Budakalasz. To miejsce śni mi się do dziś – ktoś miał niesamowity pomysł. Wszystko jest tam dopracowane w każdym szczególe.  Jest oddzielna plaża dla dzieci z toaletą, placem zabaw, a nawet daszkiem nad wodą – żeby dzieci mogły schować się przed słońcem. Woda w jeziorze jest bardzo ciepła i przyjemna.

Jest też wydzielona płytka woda, tak aby nie musieć się przejmować głębokością. Wokół jeziora każdy znajdzie coś dla siebi: pyszne jedzenie – podzielone na różne smaki, wino, czy drinki. Można też popływać na desce lub na wakeboardzie, a nawet pohuśtać się na wodnej huśtawce. W tym miejscu naprawdę odpoczęliśmy i było nam mało. Kiedyś przyjedziemy tutaj na dłużej. Plaża jest prywatna i płatna (wstęp na cały dzień około 100 zł).

TIP: ta plaża jest dość blisko Budapesztu i Szentendre (czyt. Sentendre), bardzo klimatycznej miejscowości w serbskim stylu. Gdybym jechała tam pierwszy raz to bym poszukała noclegu w Szentendre. Na jeden dzień wyskoczyłabym też do skansenu, który jest obok tej miejscowości. Byliśmy tam w tamtym roku i było CUDOWNIE. Zwierzęta, kolejka do jeżdżenia po skaksenie, place zabaw! Raj na ziemi:)

Szentendre

Skansen w Szentendre

Na sam koniec naszej wyprawy zawitaliśmy do historycznej miejscowości Wyszegrad. Spaliśmy w hoteli Silvanus położonym bardzo wysoko z bajecznym widokiem na Dunaj. Mieliśmy tam śniadania i obiadokolacje, więc prawie cały czas siedzieliśmy w basenach, które były świetne – dobra głębokość i temperatura, akurat dla dzieci.

Jednego dnia wybraliśmy się na godzinę na pobliskie ruiny zamku, a drugiego dnia na plac zabaw (płatny) przy drugim zamku. Tam odpoczęliśmy najbardziej 🙂

Plac zabaw przy Matyas Kiraly (płatny)

Wracaliśmy autostradą i po drodze chciałam jeszcze zobaczyć magiczne jezioro Bokodo, ale dzieci zasnęły i już nie było możliwości, ale może Wam się uda.

I to by było na tyle

Całą podróż zapamiętamy na długo. Dzieci były zachwycone i z pewnością jeszcze nie raz się na Węgry wybierzemy. Poniżej zamieszczam Wam jeszcze linki do fajnych hoteli i miejsc, które mam zapisane w swoim folderze. Może i Was one zainspirują do podróży na Węgry.

1. Kreinabacher Birtok – miejsce na wypad dla dorosłych – wino i design

2. Mala garden – cudowny hotel w Siófok z najlepszym jedzeniem i widokiem na Balaton

3. Passkom Cottage – klimatyczna agroturystyka

4. Bambara Hotel – klimaty afrykańskie w okolicy Egeru (raj dla dzieci)

5. Kali Art Inn – tylko z dziećmi powyżej 10 lat

6. R40 Vendégház – wino i klimat w Mád

7. Saliris Resort & spa – kompleks hotelowy z bajecznymi termami ( w okolicach Egeru jest bardzo dużo term!)

8. Alsoors Marina –  marynistyczny klimat nad Balatonem

9. Azur Premium Siofok – mega hotel dla rodzin z dziećmi

10. Avalon Park – piękne miejsce na wypad z dziećmi (byliśmy w nim tydzień – Węgry – okolice Miskolca

11. Nomad Hotel and Glamping – stylowy i bardzo oryginalny glamping

Jeżeli wolicie klimatyczne agroturystyki to szukajcie na tym portalu. Są tam same perełki:

http://nivos-szallasok.hu

A na tej stronie same najlepsze restauracje i noclegi wokół Balatonu. Mam ich mapę i bezpłatną aplikacje na telefonie. Cały czas jej używałam jak tam byliśmy i każde z tych poleceń okazało się strzałem w dziesiątkę: 

https://gasztroterkepek.hu/en/

SMARTPARENTING - nebule.pl dla rodziców, którzy chcą wiedzieć więcej

Apteczka na wyjazd z dzieckiem (stworzona z pediatrą) – lista do druku

  • ZDROWIE
  • 2  min. czytania
  •  komentarze [21]

Apteczka na wyjazd z dzieckiem to must have w bagażu na podróże dalekie i bliskie. Razem z naszą zaufaną pediatrą Ewą Miśko-Wąsowską stworzyłam ściągę wszystkich przydatnych leków i akcesoriów. 

My właśnie wróciliśmy z wyjazdu, więc na świeżo napiszę Wam, co mieliśmy w bagażu, a po co musieliśmy nagle jechać do apteki. Znajdziecie tutaj również gadżety, które mogą Wam ułatwić różne, niezbyt przyjemne sytuacje.

Leki i akcesoria podzieliłyśmy na dolegliwości. Oczywiście każda apteczka na wyjazd z dzieckiem jest inna, ale ta lista może pomóc w orientacyjnym kompletowaniu.

Ta lista jest orientacyjna i nie zastąpi wizyty u lekarza. Jeżeli macie jakieś wątpliwości, to warto zapytać pediatrę.

Jeżeli wyjeżdżacie do krajów UE to przed wyjazdem wyróbcie sobie kartę EKUZ.

A pakując leki, które macie w domu sprawdźcie termin przydatności.

Apteczka na wyjazd z dzieckiem

Gorączka:

  • Ibuprofen 
  • Paracetamol (do ewentualnego zbijania na zakładkę)
  • Termometr 

Polecam Wam też zapisać link do kalkulatora objętości dawki leku przeciwgorączkowego, bo jak się okazuje wartości podane na opakowaniu są często niedoszacowane: https://mamaginekolog.pl/kalkulatory/objetosc-syropu-przeciwgoraczkowego

Katar:

Kaszel: 

  • Syrop na kaszel np. Hederesal 
  • Isla do ssania na chrypkę
  • Sinecod na suchy i bardzo męczący kaszel
  • Inhalator i sól fizjologiczna

Problemy z brzuchem:

  • Dicoflor
  •  Helpa Czary mamy jagoda (u nas dobrze działa, ma właściwości przeciwbiegunkowe) 
  • Tasectan (u nas najlepiej działa na biegunkę)

Ugryzienia:

  • preparat na komary i owady – my używamy TEGO
  • Tickless
  • Fenistil w żelu 
  • sterylna igła (mój mąż musiał po nią jechać do apteki na wakacjach, bo Jul nastąpił na pszczołę)
  • jeżeli nigdy nie wyjmowaliście jeszcze kleszcza to warto kupić zestaw do wyjmowania np. TAKI

Reakcje alergiczne 

  • Fenistil w kropelkach
  • Fenistil do smarowania
  • Pompka do usuwania jadu po ugryzieniach TUTAJ. (Napisała mi o niej moja czytelniczka, jak Jul dostał alergii po ugryzieniach meszki)

Urazy:

  • woda utleniona lub Octenisept
  • Plastry 
  • Bandaż 
  • Bandaż elastyczny 
  • Altacet
  • Paski do zamykania ran

Jak widzicie apteczka na wyjazd z dziećmi może być spora. Ja wolę mieć wszystkie rzeczy pod ręką niż w nerwach szukać apteki. Na wyjeździe musieliśmy szybko zadziałać i wyjąć żądło, a nie było czym. Warto mieć te leki ze sobą.

Inhalator ewentualnie można pominąć, ale ja go traktuję jak talizman;) Kiedy go zapomnę, to zawsze dzieci są chore, więc go wożę 🙂

Na koniec mam dla Was listę do druku żeby Wam ułatwić pakowanie na wakacje.

To jest nasza apteczka na wyjazd z dzieckiem. Jestem ciekawa, czy coś macie jeszcze dodatkowego w swoich, czy dajecie na luz i kupujecie tylko, jak jest potrzeba?

Mini apteczka Lassig 

SMARTPARENTING - nebule.pl dla rodziców, którzy chcą wiedzieć więcej

Jestem Mamą! A jaka jest Twoja supermoc?

Kiedy stajesz się Mamą w Twoim organizmie budzą się supermoce. Już nigdy nie będziesz człowiekiem, który zwyczajnie stąpa po ziemi. Nadprzyrodzone zdolności budzą się w Tobie, nawet nie wiesz kiedy. Nikt nie dał Ci instrukcji, jak z nich korzystać, a jednak sama to wiesz! To instynkt!

Mama,

Agentka

Mocy

Arcyważnych

Partnerem wpisu o SUPERMOCY Mam jest marka Baby Dove, która towarzyszy mi w moich codziennych przygodach, które nazywają się MACIERZYŃSTWO.

Moc pierwsza – nadludzka szybkość

Super szybkie zakupy w supermarkecie – z nieśpiącym dzieckiem w wózku to nasza specjalność. Wiemy też, jak chwilowo spacyfikować towarzysza – bułka kajzerka do pulchnej łapki przy wejściu i lecimy! Czas start, do zjedzenia bułki zostało 10 minut. Mkniemy między załadowanymi alejkami z prędkością światła, sprawnie wymijamy standy z przyprawami i kabanosami. W zakręt wchodzimy na ręcznym, żeby zminimalizować widoczność półki ze słodyczami.

Oczywiście – wszystkie manewry wykonujemy bez koszyka, dumnie dzierżąc pod pachą: kaszę jaglaną, 2 ogórki i mleko. Mamy skaner syropu glukozowo-fruktozowego w oczach i każdy produkt prześwietlamy na wylot. Nasz 6 zmysł nie pozwala wjechać w alejkę z zabawkami, a przy kasie potrafimy zasłonić całą sobą słodkie frykasy, które stoją w zasięgu ręki dziecka. Misja wykonana: Pani przy kasie jest w stanie zidentyfikować bułkę, której ostatni kęs właśnie przepadł w buzi.

Moc druga – wyostrzone zmysły

Wzrok: Mama ma oczy nawet z tyłu głowy, widzi nimi nadchodzące niebezpieczeństwo i potrafi złapać w ostatniej chwili dziecko, które leci prosto na kant stołu.

Słuch: Mama słyszy każdy szmer nawet z najdalszego kąta mieszkania. Niestety ten zmysł utrudnia jej normalne funkcjonowanie, bo zawsze słyszy płacz dziecka kiedy jest pod prysznicem. Ale za to słyszy nawet jak Tata przewraca oczami, rozmawiając z nim przez telefon

Dotyk: Dotyk Mamy ma specjalną super moc, uspokaja i nawet usypia. Szkoda tylko, że czasem trwa to godzinę, ale jednak – działa!

Smak: Mama ma wyczulone kubki smakowe oraz receptory ciepła i zimna. Tylko ona potrafi tak wydmuchać łyżkę rosołu aby był  w idealnej temperaturze. Mało tego po spróbowaniu pokarmu wie, czy ten rarytas posmakuje jej dziecku.

Węch: oj chyba nikt jak Mama, nie ma tak wyczulonego tego zmysłu. Mama wyczuje nawet z końca drugiego pokoju czy w pieluszce jest numer 1, czy 2, a może tylko ostrzeżenie przed 2.

Moc trzecia: porozumienie bez słów

Tę supermoc Mamy nabywają bardzo wcześnie. To, że Mama dogada się z niemówiącym berbeciem – to fakt. Po jednym grymasie twarzy już widzi, że coś dziecku nie pasuje. Jak dogadać się z niemow(l)ą – zapytaj każdą Mamę, od razu Ci powie. Mama też ma nadprzyrodzoną moc rozmowy z przedmiotami, a nawet potrafi je ożywić: „Cześć Julku, jestem Misiek Rysiek i tu mam oczko”.

I uwaga tu się zawiera: czytanie w myślach i kiedy Mama widzi, że dziecko powolnym krokiem podchodzi do stolika, bierze w dłoń czerwony mazak, zdejmuje pokracznie nakrętkę, odwraca się na pięcie i biegnie do świeżo wypranych białych zasłon to Mama już wie, co w tej małej główce się urodziło.

Moc czwarta: robienie tej samej rzeczy po raz setny

Tylko Mama ma taką moc, że potrafi czytać ulubioną książeczkę po raz piędziesiąty i za każdym razem udawać, że ją ona bawi. Po raz setny zmieniać pieluchę, po raz setny zakładać zgubioną skarpetę lub po raz setny podnosić wyrzuconą zabawkę. Mamy tę moc, prawda?

Moc piąta: brak snu

Początki tej mocy sięgają już ciąży i wtedy Mama przygotowuje się do tego, że sen wcale nie jest jej aż tak potrzebny do życia. Po co marnować czas, jak można nosić dziecko godzinami, karmić, szyć kostiumy na przedszkolne przedstawienie lub siedzieć przy łóżku dziecka trzymając w ręku mokry okład na czole albo co gorzej – miskę.

Moc szósta: produkuję własne mleko

Mleko, które zawsze jest w dobrej temperaturze. Zawiera idealną kombinację składników: wody, białka, węglowodanów, w tym oligosacharydów, tłuszczów, witamin, składników mineralnych, czynników wzrostu, a także czynników odpornościowych, które chronią organizm niemowlęcia przed infekcjami. Wow! A dla każdego dziecka mleko ma inny skład i dostosowuje się do jego wieku. Czy to nie superhipermoc?

Moc siódma: ma zdolność powiększania drużyny

Dzięki małej pomocy Taty mama potrafi podwoić, potroić … ilość swoich dzieci. Tym samym sprawia, że tych wszystkich wyżej wymienionych mocy jej przybywa jeszcze więcej i np. dochodzą jej moce negocjatora i mediatora. I nawet ostatnią frytkę podzielić co do milimetra, bo ma przecież miarkę w oczach.

Moc ósma: znikanie

Mama potrafi sprawić, że rzeczy znikają w tajemniczych okolicznościach. Plamy z ubranek, ból brzucha, koszmary nocne, czekoladowy Mikołaj i kawa. To ostatnie znika w ilościach nadludzkich. Mama ma też w torbie lub wózku zawsze niezbędne sprzęty, które potrafi wykorzystać idealnie.

Jednym z nich, bez którego nie wychodzi z domu są chusteczki nawilżane. Jedną ręką wyciąga je z paczki i uratuje każdą sytuację, a przy tym pozostawi skórę czystą i nawilżoną. Nie ruszam się bez nich z domu, bo zawsze są potrzebne. Baby Dove są bardzo mocne i do tego perforowane – dokładniej czyszczą skórę i zostawiają ją nawilżoną.

Moc dziewiąta: multitasking

Mama miesza zupę i śpiewa piosenki, karmi piersią i czyta książkę, usypia dziecko i myśli co zrobić na obiad, jedną rękę koloruje – drugą pije kawę. Dopiero będąc Mamą odkrywasz tą nadprzyrodzoną moc, że potrafisz zrobić tyle rzeczy swoją niedominującą ręką.

Moc dziesiąta: całusy Mamy mają działanie przeciwbólowe

Ta paranormalna poMOC medyczna jest hitem: działa bez konsultacji z lekarzem lub farmaceutą (i jest za darmo). Połączona z „ojojaniem” i wsparciem dla ofiary działa w 10 sekund. A jeżeli jeszcze Mama ma kolorowy plasterek przeciwbólowy to obejdzie się bez tragedii. A nawet wywołuje uśmiech 🙂

I chociaż będąc Mamą, czasem marzą nam się inne moce takie jak: teleportacja, cofanie i zatrzymywanie czasu, niewidzialność to i tak jesteśmy SUPERBOHATERKAMI.

SMARTPARENTING - nebule.pl dla rodziców, którzy chcą wiedzieć więcej

Letni niezbędnik – ubranka, gadżety i zabawki idealne na lato

  • GADŻETY
  • 5  min. czytania
  •  komentarze [20]

Dziś mam dla Was wpis z naszymi najlepszymi rzeczami, które super sprawdzają się latem. Jesteśmy właśnie na wakacjach, więc temat jest nam bardzo bliski. Zobaczcie, jakie cuda tym razem znalazłam.

Stroje kąpielowe

Jestem fanką dwuczęściowych strojów na basen i na plażę. Zdecydowanie łatwiej pójść jest w nim do toalety bez zdejmowania rękawków. W poprzednich latach mieliśmy świetny kostium dwuczęściowy z filtrem UV 50 Lassig (do 3 roku życia jest rozmiarówka).

Dostępny TUTAJ 

A już drugi sezon mamy kostiumy z Kappahl – sprawdzają i noszą się świetnie. Zdecydowanie lepsza jakość niż Next i H&m

Dostępny TUTAJ

Jul w tym roku po plaży śmiga w kostiumie Ducksday – nie muszę się wtedy martwić o ciągłe dokładanie kremu z filtrem, bo ten strój ma UV 50. Fajnie wygląda i do tego chroni przed słońcem. Sprawdzi się na pewno nad Bałtykiem, gdzie wcale nie jest tak gorąco i zawsze mam obawy, czy dzieciom nie jest zimno. Mniejsze rozmiary Ducksday mają rozpinane nogawki – ułatwienie do zmiany pieluchy.

W różnych kolorach i rozmiarach są dostępne TUTAJ

Na wakacje i wyjazdy mamy też zawsze buty Crocsy – dobrze sprawdzają się na basen i do ogródka.  Najbardziej lubię w nich to, że można szybko je umyć.

Jak jesteśmy przy butach to polecę Wam trampki, które kupiłam w tym roku dzieciom. Dostaję o nie mnóstwo zapytań na instastories. To bawełniane buty Citrouille et compagnie i dostępne są  TUTAJ. Pamiętajcie, że trzeba zamawiać o rozmiar większe niż dziecko nosi obecnie.

Na mniej optymistyczną pogodę jesteśmy też przygotowani

Odkryłam najbardziej miękkie kalosze, jakie miałam w ręku! A do tego takie piękne:) To kalosze Penny Scalan

Zapytacie pewnie też o płaszczyki przeciwdeszczowe. Świetne, kolorowe, a do tego oddychające. Moim dzieciom wystarczą na dwa lata. Dostępne TUTAJ

Od kilku miesięcy testujemy też butelkę Pura, którą polecaliście mi w poście o Bidon B.box. Powiem szczerze, że już nie wrócimy do plastiku. Ten bidon jest świetny, sporo większy i do tego łatwiej się z niego pije. Co go wyróżnia? Jest wykonany ze stali nierdzewnej – woda inaczej smakuje z niej niż z plastiku (sama piję ze szklanej Life factory).

Stal utrzymuje temperaturę i nawet w upale woda jest chłodna przez kilka godzin. Można w niej też trzymać herbatę (do 6 h). Nie ma problemów z myciem. Póżniej można dokupić inny ustnik i wystarczy na wiele dłużej. Niestety ma nakrywkę silikonową, którą się całkowicie zdejmuje i ją zgubiliśmy. Ale słomka ma system niekapka i dzięki temu woda się nie wylewa. Jeżeli szukacie bidonu na kilka lat, to polecam Purę.

Dostępna TUTAJ

Plecak dla malucha z kieszenią termoizolacyjną

Taki gadżet wynalazłam na spacery z dziećmi, ta kieszonka to super pomysł. Wrzucam tam placki ze śniadania i jemy je na spacerze. To pierwszy plecak Jula, do którego wrzuca sobie auta, jak gdzieś wychodzi. Jest też do niego smycz, ale ja takich rzeczy nie uznaję, więc ją odczepiłam.

Dostępny TUTAJ

Do kompletu mamy jeszcze kapelusz ze sznurkiem, który dobrze trzyma się głowy. Na słońce i plażę zdecydowanie wolę kapelusze niż czapki z daszkiem, bo chronią uszy. Zwróciła mi na to uwagę dermatolog, żeby dzieciom na słońce je zakładać. Lepiej osłaniają oczy i kark.

Kapelusze Penny Scalan 100% bawełny TUTAJ

Okulary przeciwsłoneczne

Jul tak samo jak ja nie może patrzeć na słońce. Często prosi o to, żeby mu założyć okulary. Od kilku sezonów mamy Real kids shades, o których pisałam kiedyś Okulary przeciwsłoneczne dla dzieci

Dostępne są TUTAJ

Ubranka 

Pan Pantaloni

Znów mnie zachwyciła ich kolekcja – ubranka przewiewne, uniwersalne i nie krępujące ruchów.

Drugi rok używamy też skarpetek z abs na basen i wodne place zabaw. Nie wiem, kto je wymyślił, ale zasługuje na nagrodę. W końcu nie muszę ciągle upominać dzieci żeby nie biegały. W tym roku chodzi w nich również Julek i sprawdzają się znakomicie.

Skarpetki Sweakers dostępne TUTAJ

Jesteście ciekawi pewnie też zabawek do wody i piasku, ale oprócz naszego świetnego zestawu, o którym pisałam Zabawki do piasku  mamy tylko jedną rzecz. Nie zdążyłam jeszcze jej zrobić zdjęcia, bo co tylko wezmę ją do ręki to mi dzieci zabierają. Mała, poręczna – świetna na wyjazd. Sprawdzi się w piasku, w wodzie i w wannie.

Dostępna TUTAJ

Coś do nakrycia – super nam się sprawdzają 6 rok z rzędu bambusowe otulacze Aden+anais (TUTAJ)- zarówno na drzemce, jak i w aucie w czasie jazdy. Mam też kołderkę bambusową do spania w nocy – jest genialna! Dostępna TUTAJ

Kocyk bambusowo-bawełniany Little leaf

Lekki i przewiewny dla malucha. TUTAJ

Kolejny rok z rzędu używamy ręczniku na plażę i basen Lodger

Są niezastąpione, a do tego małe po złożeniu.

Jeżeli macie coś ciekawego do dodania to koniecznie mi napiszcie.

A jeżeli spodobał się Wam ten wpis to kliknijcie „Lubię to” na naszym facebookowym profilu.

SMARTPARENTING - nebule.pl dla rodziców, którzy chcą wiedzieć więcej

Koniec zabawy w chowanego – podsumowanie akcji

Nawet nie wiecie, jak się cieszę, że dostaliśmy taki pozytywny odzew od Was po publikacji materiałów z  kampanii społecznej promującej karmienie piersią w miejscach publicznych. Przyznam szczerze, że na początku obawiałam się, że nasze społeczeństwo może nie być na nią jeszcze gotowe. Ale to co się działo w ostatnich tygodniach przeszło moje najśmielsze oczekiwania.

Kiedy dostałam wiadomość z agencji, że to właśnie mnie chcą zaprosić do udziału w tej akcji to byłam lekko zdziwiona. Musiałam się zastanowić, czy sama jestem na to gotowa, bo jak sami pamiętacie, jestem mamą, która nie do końca czuła się swobodnie z karmieniem piersią w miejscach publicznych. Zawsze szukałam ustronnego miejsca – tak żeby móc w spokoju i z dala od ciekawskich oczu, nakarmić swoje dziecko. Było to uciążliwe, bo ciężko było znaleźć miejsce i biec z płaczącym dzieckiem w wózku.

Brakowało mi tej odwagi i pewności, że jestem mile widziana w przestrzeni publicznej. Czułam ogromny dyskomfort kiedy musiałam nakarmić dziecko i najczęściej robiłam to chowając się w samochodzie. Wtedy o tym nie myślałam, że to co robię jest bez sensu.

I wtedy miałam przed oczami wiadomość z propozycją udziału w tej kampanii. Myślałam o tych wszystkich kobietach, które miały opory przed swobodnym karmieniem piersią w miejscach publicznych – tak jak ja. Przecież ta akcja jest skierowana właśnie do mnie sprzed kilku lat. Miała ona ośmielić mamy i przygotować społeczeństwo do kulturalnych zachowań wobec mamy karmiącej, których nikt nigdy wcześniej nie opisał. Zgodziłam się i wtedy zaczęła się magia!

Sama krok po kroku przepracowałam moje obawy związane z publicznym karmieniem. Dzięki wypowiedzi specjalistów, którzy zgodzili się wziąć udział w akcji zrozumiałam moją niechęć.

Wszystkie wypowiedzi specjalistów dlaczego tak się dzieje, dzieci możecie przeczytać poniżej:

https://konieczabawywchowanego.pl/skad-sie-bierze-hejt

Te wypowiedzi są naprawdę ciekawe i wyjaśniają wiele zachowań ludzkich. Przeczytajcie, bo są bardzo wartościowe.

W tej kampanii społecznej wzięły udział również inne autorki blogów:

Agata z Hafija.pl, Marta z Superstyler.pl i Alicja z mamala.pl

Spotkałyśmy się i razem stworzyłyśmy Vademecum kultury karmienia piersią w miejscach publicznych. Każda z nas opracowała jedno miejsce, w którym mamy najczęściej karmią. W Vademecum znajdziecie ważne informacje dla otoczenia, jak i zarządców: restauracji, galerii handlowej, czy duchowych.

Wcześniej nikt nie podjął się tego zadania i to, że mamy je teraz w takiej formie możemy przekazywać dalej. Właściciele restauracji, czy galerii handlowych mogą załączać Vademecum do szkolenia pracowników. Żeby nikt nie miał wątpliwości, jak trzeba się zachować w stosunku do mamy karmiącej.

Całe Vademecum możecie przeczytać poniżej:

https://konieczabawywchowanego.pl/vademecum-karmienia-piersia

A na koniec razem z naszymi czytelniczkami nagrałyśmy filmiki w różnych przestrzeniach publicznych. Ja razem z Anią Mruz i jej córeczką byłyśmy w restauracji. Efekt naszej pracy możecie zobaczyć poniżej:

Bardzo dziękuję Wam za liczne komentarze, polubienia i udostępnienia na Facebooku. To dzięki Wam ta wiedza niesie się dalej, a mamy karmiące będą miały trochę łatwiej.

Chociaż niektóre z Was pisały, że najlepiej by było jakby spoty były nadawane również w telewizji. Media tradycyjne również zainteresowały się kampanią i możecie je obejrzeć poniżej:

https://fakty.tvn24.pl/ogladaj-online,60/mleko-mamy-rzadzi-chca-zmienic-stosunek-do-karmienia-piersia,841587.html

i tutaj:

https://pytanienasniadanie.tvp.pl/37508727/koniec-zabawy-w-chowanego-karmic-dziecko-mozesz-wszedzie

Byłyśmy również gośćmi w Radio Kolor, a wiele serwisów internetowych napisało o naszej kampanii.

W całej akcji wzięło udział wielu zaangażowanych ludzi i chcę im podziękować. Inicjatorem i fundatorem był właściciel marki Femaltiker, która od początku swojego istnienia wspiera mamy karmiące i propaguje naturalne karmienie piersią jako najlepsze dla dziecka.

Muszę się również pochwalić, że patronat honorowy nad nami objął:

Rzecznik Praw Dziecka
Rzecznik Praw Obywatelskich

To jak, bawicie się dalej w chowanego? 

Cieszę się, że mogłam być częścią ważnego projektu, który pomaga mamom. Dalej będę propagować treści zawarte w kampanii, a Was zachęcam do odwiedzenia strony internetowej: https://konieczabawywchowanego.pl

SMARTPARENTING - nebule.pl dla rodziców, którzy chcą wiedzieć więcej

Kiedy rodzą się rodzice – jak zbudowaliśmy więź z naszymi dziećmi

Dwie osoby, które połączy na zawsze jedno istnienie

MAMA

Jesteśmy zupełnie różni: ja niecierpliwa marzycielka, a on spokojny i stąpający twardo po ziemi. Mama i Tata, którzy pragną swojego dziecka najbardziej na świecie. Dwie drogi do bliskości, budowania więzi, a co za tym idzie – relacji na całe życie. Dzieci odmieniły nas i nasz związek – tak staliśmy się 4-osobową rodziną.

Naprawdę nie wiem, co sobie myślałam, mówiąc do męża w połowie ciąży, że nie chcę jego obecności przy porodzie. Obawiałam się tak wielu sytuacji, że zupełnie nie myślałam o nim. Poród w tamtym czasie kojarzył mi się niezbyt przyjemnie i nie chciałam żeby mój mąż widział mnie w takim stanie. Teraz sobie myślę, że byłam straszną egoistką wypowiadając te słowa…

Kochałam Cię już wtedy, kiedy zobaczyłam dwie kreski na teście. Kochałam jeszcze bardziej, kiedy poczułam pierwsze ruchy. Moja miłość rosła pod sercem każdego dnia. Kiedy poczułam pierwsze skurcze, które przepowiadały Twoje przyjście, byłam przeszczęśliwa, że w końcu Cię poznam. A Tata? Tatusiowie mają chyba trochę inaczej … Przez 9 miesięcy nie mógł sobie wyobrazić, jak to jest. Ale jako pierwszy trzymał Cię w ramionach i dopiero wtedy TO poczuł – niesamowitą bliskość drugiego człowieka i bezwarunkową miłość. 

Przytoczę słowa Borysa Szyca, który w bezbłędny sposób opisuje stawanie się Tatą:

“Myślę, że u facetów świadomość bycia ojcem nie przychodzi na pstryk. My, faceci, nie czujemy dziecka, zanim ono pojawi na świecie. Dotykamy brzucha kobiety, jasne. Cieszymy się jak nas przez ten brzuch kopnie, pewnie. Ale to namiastka tego, co przeżywają kobiety(…) Dlatego potrzebujemy fizycznego kontaktu. Dziecko patrzy nam w oczy, łapie nas za kciuk, uśmiecha się. I wtedy oczywiście oczy nam zachodzą łzami i mamy ochotę krzyknąć całemu światu: “To moje!”. Pod tym względem mamy jakiś rodzaj upośledzenia”.

TATA

Pierwsze chwile bycia rodzicem są naprawdę wyjątkowe.

Kocham to maleństwo do granic możliwości. Trzymam je i płaczę ze szczęścia. Tulę i myślę o wspólnej przyszłości. Karmię, kąpię, przewijam, usypiam i wiem, że będę je kochać zawsze. To rytuały, które pozwalają na zbudowanie między nami czegoś wyjątkowego.

A Tata? Jak ma zbudować swoją relację z dzieckiem, które dopiero mu się zmaterializowało? A wcześniej było tylko wyobrażeniem?

Wzruszające początki rodzicielstwa

MAMA

Do napisania dzisiejszego wpisu skłoniła mnie startująca właśnie, już druga edycja kampanii Emolium „Wpieramy Was od 1. dnia”.  

Nie wiem jak mogłam myśleć, że mąż nie jest mi potrzebny przy porodzie. Był moim największym wsparciem i wiem, że nie dałabym rady bez niego. Myślałam, że będzie mnie denerwował, bo na każdy problem zawsze szukał rozwiązania. A tymczasem po prostu tam był i mnie wspierał. Wachlował teczką, jak było gorąco i dawał swoją rękę do ściskania. Kiedy już dziecko było na świecie to patrzyłam na niego i to wtedy oblała mnie fala miłości. Nagrzewał wcześniej przygotowane pieluszki pod swoją bluzką. 

Przejmował malucha z rąk położnej i przez kilka minut trzymał na rękach. Widok nowonarodzonego dziecka w czułych objęciach Taty, to najpiękniejszy widok. Jeszcze wtedy nie zdawałam sobie sprawy jakie to jest ważne. Mój mąż nie dotykał czule brzucha i nie mówił do niego, naprawdę miałam obawy jakim ojcem będzie. Ale kiedy zobaczyłam go z tym zawiniątkiem, upaćkanym w mazi i płaczącym w niebogłosy, wiedziałam już, że będzie dobrze.

TATA

Najpierw nie mogłem uwierzyć w spokój żony. Obudziłem się zdziwiony, gdzie moja z reguły dużo dłużej ode mnie śpiąca, małżonka. Zaglądam do kuchni bo słyszę, że tam właśnie się krząta, a ona z pełnym przekonaniem i zupełnie spokojna oznajmia mi – “Rodzę, zrobiłam ci właśnie kanapki do szpitala”. Potem była karuzela wrażeń, a to nie ma gdzie zaparkować, a to nie ma sali w szpitalu, oczekiwanie w upalnym korytarzu, trochę chłodu złapane przez nas – jeszcze dwoje w zacienionym garażu dla karetek. W końcu jest sala, jest położna, czas pędzi jak oszalały a jednocześnie ciągnie się niemiłosiernie.

Atmosfera na przemian to eskaluje, to daje złapać oddech – zgodnie z rytmem skurczów. Nikt z nas nie wie czego się spodziewać, z każdą minutą wiem, że to może być już, już, już. Staram się nie uronić, nie przegapić, po czym jestem zaskoczony – jak to? Ona już tu jest? Kiedy to się stało? To naprawdę już? Nożyczki, pępowina, gdzie te pieluchy, które ogrzewałem?

Na pierwszym USG pamiętam jakie niesamowite wrażenie zrobił na mnie głośny, rytmiczny odgłos bicia serca – teraz to życie się materializuje.

Kontakt skóra do skóry

MAMA

Kontakt skóra do skóry jest niesamowitym momentem – mam wrażenie, że ta bliskość małego człowieka dała mi sygnał, że właśnie zaczynamy naszą niesamowitą podróż. Jednak kiedy położna położyła mi dziecko na mojej piersi to byłam szczęśliwa i naprawdę… przerażona.  Mimo tego, że nic nam nie zagrażało, ja czułam wewnętrzny niepokój. O to dziecko, o mnie, o to jak sobie poradzimy. Ale kiedy tylko Tata brał je w ramiona, to od razu mi było lepiej.

Wiedziałam, że nie jestem w tym sama. Bliskość drugiej osoby dała nam pewność, że jesteśmy w tym razem. Kobieta i mężczyzna, którzy dzięki tej więzi stają się Rodzicami. Pierwsze karmienie wcale nie wywołało u mnie napływu miłości, a raczej ból i niedowierzanie, że tak to wygląda.

TATA

Podziw dla żony, wdzięczność, czułość, miłość, nieopisywalność i niesamowitość. Od kiedy córka jest na świecie wszystko dla mnie przyspieszyło. Jest tyle rzeczy do załatwienia. Tymczasem mam wrażenie żona na przeciwległym biegunie. Ona zrobiła co swoje, teraz uspokojona odpoczywa i odpływa. Emanuje z niej spokój i szczęście. Za to wciąż rzeczowo dyryguje personelem. Jak ona może to tak spokojnie ogarniać?

Pierwsza kąpiel

MAMA

W naszej kulturze się utarło, że Tata to jest ten koleś od kąpieli. A mój mąż przez chwilę spróbował, po czym powiedział: “Ja nie będę tego robił. Sorry. Za dużo stresu mnie to kosztuje”. Moja pierwsza reakcja była dość nerwowa. Poczułam się jakby ktoś mi dał policzek w twarz. Odmówił spełnienia mojej prośby. Jeszcze w ciąży miałam perfekcyjny obrazek w głowie, jak cudownie mój mąż będzie kąpał nasze dziecko. Jego silna dłoń utrzyma wątłe ciałko, a ja będę się tylko przyglądać.

Tymczasem mój mąż wyszedł z łazienki i powiedział, że więcej tego robić nie będzie. Łzy w połogu lecą same i nawet rozlane mleko powoduje histerię. A co dopiero taka sytuacja? Od tamtego czasu robiliśmy to razem. Ja trzymałam berbecia, a on mył miękkie fałdki. Córa miała bardzo suchą skórę, więc od początku używaliśmy Emolium. Poradziła mi go moja znajoma, doświadczona mama 3 dzieci.

TATA

Szpitalna zmyła. Kiedy patrzę jak pielęgniarka wkłada córkę sprawnie pod kran, szast prast, minuta osiem i dziecinka umyta – wygląda to jak bułka z masłem. Tymczasem jak człowiek sam bierze tego berbecia na ręce, ma wrażenie że złamie, urwie, zepsuje… nie ma takiej opcji. To takie drobne, małe, kruche a do tego ruchliwe. Namydlona wyślizgnie się, zachłyśnie, zadławi… NIE MA TAKIEJ OPCJI! Przy kąpieli zawsze brakowało nam rąk, dlatego do wody dodawaliśmy olejek do kąpieli. Ciężko było jedną dłonią trzymać noworodka, a drugą dodawać płyn do mycia malucha. Tak było zdecydowanie łatwiej.

Budowanie bliskości MAMA vs TATA

Według mnie mamie jest zdecydowanie łatwiej, ma odpowiednie narzędzia, podpowiada jej wiele instynkt i ma dopalacze w postaci hormonów. A Tata? Kąpiel, usypianie, wieczorne czytanie to właśnie te elementy tworzą zaangażowanie. Właściwie każdy facet może być ojcem, ale Tatą może się stać. Wszystkie czynności związane z budowaniem więzi niesamowicie wpłynęły na nas, jako dorosłych ludzi. Tak blisko nigdy nie byliśmy. Każdy rytuał, który służy pogłębianiu więzi i tworzeniu wspaniałej relacji zaprocentuje na przyszłość. Naszą i naszych dzieci. Wiele osób postrzega pielęgnację i rytuały jako obowiązki, a są one bardziej wartościowe niż mogłoby się nam wydawać.

A wsparcie drugiej osoby w tej nowej sytuacji – bezcenne. Wspierajcie się nawzajem kochani!

I chociaż często chcemy żeby nasza bliskość wyglądała tak:

To najczęściej wygląda tak:)

Jeżeli spodobał Ci się ten wpis, kliknij „Lubię to” na naszym fanpege’u. Dziękuję:)

SMARTPARENTING - nebule.pl dla rodziców, którzy chcą wiedzieć więcej

Lekki rower dla dziecka 16′ – opinia o Woom 3

Lekki rower dla dziecka jest ciężko znaleźć. Na rynku jest naprawdę niewiele dobrych rowerów, które będą dobre do nauki jazdy na dwóch kołach. Dziś opiszę naszą krętą drogę do rowera idealnego, bo taki w końcu znalazłam: Woom 3.

Jeśli to będą wasze pierwsze kroki – znasz wpis Jak nauczyć dziecko jeździć na rowerze?

Część odnośników w artykule to linki afiliacyjne.

Tak właściwie, to mogłabym nazwać ten wpis: “Jak nie kupować rowera dla dziecka?” Napiszę również o wszystkich błędach jakie popełniliśmy kupując pierwszy rower z pedałami, a kończąc na tym, że trafiliśmy na idealny, lekki rower dla dziecka.

Pierwszy model zdecydowaliśmy się kupić na 4 urodziny. Długo szukałam roweru, który spełniałby takie warunki:

  • podobałby się nam
  • podobałby się córce
  • nie kosztował mnóstwo kasy

Nie orientowałam się, jaki powinien być pierwszy rowerek. Nawet kłóciłam się z Wami, że dokonałam świetnego wyboru. Co się okazało? Rower po pierwsze był za duży – do nauki jazdy na dwóch kółkach rower powinien być na styk lub nawet lekko za mały (wystarczy wtedy na jeden sezon). 15- kilogramowa Lilka nie dała rady jechać na rowerze, który waży 9,3 kg. Teraz, jak to piszę to naprawdę nie wiem, dlaczego ten rower kupiłam.

Jaki był wynik tego, że nie pasował? Lilka się zraziła i długo nie chciała na niego wsiadać.

Wiosną musiałam kupić drugi rower, który tym razem kupiłam trochę bardziej świadomie, ale wystarczył tylko na jeden sezon, bo chciałam  żeby uczyła się na mniejszym. Rzeczywiście udało się i po przebieganych kilometrach się nauczyła.

lekki rower dla dziecka

Niestety rower szybko stał się za mały, więc musiałam kupić nowy, lekki rower dla dziecka. Przewertowałam internet w jedną i drugą stronę i w końcu znalazłam ideał:

Woom 3

(dostępny TUTAJ) szybko przyszedł i nawet myślałam, że będę musiała go zawieźć do serwisu na montaż. Jednak udało nam się go zmontować dość szybko i wyszliśmy na pierwszą przejażdżkę.

Lila po prostu wsiadła i pojechała! Znacznie pewniej i lżej niż na tym mniejszym! Jest ogromna różnica między Woom, a innymi rowerami. Nie ukrywam, że sama się tego nie spodziewałam po tym sprzęcie.

Co jest w nim wyjątkowego:

  • Woom 3 waży 5,4 kg – jest to naprawdę lekki rower dla dziecka (pamiętam, że mieliśmy biegówkę, która tyle ważyła)
  • ma bardzo lekką aluminiową ramę, która nie utrudnia łapania równowagi podczas pierwszych jazd. Im rower jest cięższy tym trudniej na początku
  • dziecko jest w stanie samo go podnieść
  • wszystkie śrubki są płaskie, dzięki temu dziecko się nie zaczepi
  • kierownica jest prosta (trochę jak BMX) i dziecko nie musi się pochylać
  • rama jest tak zaprojoktowana żeby dziecku było łatwo wsiadać i wysiadać z roweru. Siodełko jest umiejscowione nisko żeby łatwiej było łapać równowagę
  • w rowerze można ustawiać pedały nawet do tyłu, co ułatwia naukę, bo dziecku łatwiej jest zaczynać od pozycji w górze
  • ma dwa hamulce ręczne, które są w małej odległości od kierownicy i dziecko bez problemu je złapie
  • ma wąskie opony, które amortyzują wstrząsy
  • siodełko jest dostosowane anatomicznie do wieku dziecka i jest bardzo wygodne

Woom ma w swojej ofercie rowery dla dzieci od biegówki po rowery z przerzutkami i na pewno zostaniemy przy tej marce do końca. Teraz Lilka jeździ na Woom 3, który jest dedykowany dla dzieci od 4 do 6 lat (105 cm do 120 cm). Lilka ma 110 i jest idealny.

Jeżeli miałabym znaleźć jeden minus to byłaby to tylko cena. Nie jest to tani rower, ale jest rewelacyjnej jakości. Znam dzieci, które długo nie mogły opanować jazdy na rowerze, dopóki nie usiadły na Woom. Patrzyłam też na ceny używanych modeli i jest ogromne zainteresowanie. Rowery kosztują o 200 zł mniej niż nowy, czyli jak go kupicie to bez najmniejszych problemów później sprzedacie. Nasz zostaje dla młodszego brata.

lekki rower dla dziecka – ideał

Jeżeli szukacie ideału to Woom taki jest. Zajrzyjcie na koniec wpisu, bo mam dla Was niezłą niespodziankę.

lekki rower dla dziecka - woom 3
woom 3
lekki rower dla dziecka - czerwony woom 3
woom3 - lekki rower dla dziecka
woom 3 jest leciutki
woom 3 czerwony
lekki rower dla dziecka

A w tym czasie Julek jeździ na Mini micro z Babyseat, który jest po starszej siostrze, a nadal w stanie idealnym.

dziecko na mini micro

Ok, tak jak obiecałam mam dla Was coś ekstra! Udało mi się zdobyć niezły rabat na te i inne sprzęty (większe i mniejsze rowery, hulajnogi itp.)


A tu łapcie rabat na zakupy do sklepu todler.pl gdzie na kod Nebule – dostajesz 5% rabatu na rowerki Woom, Puky czy na hulajnogi Micro.

Więcej kodów na zabawki znajdziecie też we wpisie Prezenty na Dzień Dziecka!

Tu macie wpis o Woom 4

a tu inspiracje na inne Prezent dla 4 latka


SMARTPARENTING - nebule.pl dla rodziców, którzy chcą wiedzieć więcej

Bądź z nami na bieżąco
Dołącz do nas na Facebooku
NEBULE NA FACEBOOKU
Możesz zrezygnować w każdej chwili :)
close-link